Bangladesz
Jest jednym z najbardziej zaludnionych i zarazem najbiedniejszych państw świata. Na jeden kilometr kwadratowy przypada tu ponad tysiąc mieszkańców. W kraju mieszka blisko 150 milionów ludzi. W sąsiedniej Mjanmie od połowy 2017 roku tysiące Rohingów straciło życie. Spalono ich wioski, a ocalali ruszyli w kierunku granicy z Bangladeszem. W ciągu kilku miesięcy w strefie przygranicznej osiedlił się blisko milion uchodźców.
Garść informacji:
- ONZ od początku nazywa prześladowania Rohingów czystką etniczną
- Rohingowie to dziś najbardziej prześladowana grupa etniczna
- w pobliżu miasta Cox’s Bazar znajduje się największy na świecie obóz dla uchodźców, liczący ok. 920 000 ludzi
- 55% ludności w obozie to dzieci
kilkudziesięciu
14.08.2019
W grudniu po raz pierwszy odwiedziliśmy obóz dla uchodźców w Cox’s Bazar w Bangladeszu. Zdecydowaliśmy, że tu musi stanąć nasza kolejna fabryka dobra. Dziś jej budowa jest już na finiszu!!!
Za kilka tygodni nasze centrum będzie schronieniem dla kilkudziesięciu dzieci. Będą mogły do nas przyjść, pobawić się z wychowawcami, zjeść posiłek, mieć namiastkę normalnego życia, przedszkola, szkoły. Zmieniliśmy plany tak, by ośrodek po godzinach dał wsparcie również starszym. Popołudniami będzie to miejsce dla rodziców i ich własnego rozwoju. Kobiety będziemy uczyli szyć, mężczyzn obróbki drewna. Na terenie prócz sal dla dzieci i pracowni dla dorosłych będzie też plac zabaw, biblioteka i miejsce do odpoczynku.
Nie ma słów, by opisać warunki, w których ci ludzie żyją na co dzień. Zdjęcia, które znajdziecie poniżej, nie oddają skali problemu. To ciągnący się po horyzont największy na świecie obóz dla uchodźców i miejsce najszybciej narastającego kryzysu uchodźczego w historii. Dwa lata temu blisko milion Rohingów z Birmy przekroczyło granicę z Bangladeszem, uciekając przed czystką etniczną – okrucieństwem, które nie jest w stanie zmieścić się w naszych głowach. Relacje ludzi porażają.
Mieszkańcy obozu nie mogą go opuszczać, nie mogą pracować, a dzieci nie mogą się uczyć. Rohingowie mimo że pozornie bezpieczni, żyją w zawieszeniu, nie mają żadnych praw. Do tej pory nie otrzymali statusu uchodźców. Podejście władz do obozu zmienia się z tygodnia na tydzień. Nastroje są mocno antyuchodźcze. Potrzeby są ogromne, a przez prawne zawiłości udzielanie pomocy wcale nie takie łatwe.
Naszym pierwszym celem było, by ludzie, którzy doświadczyli okrutnego zła, zaznali w końcu dobra. W pierwszej kolejności chcemy, by nie byli głodni, chcemy ich wzmocnić urozmaiconą dietą, zaopiekować ich podstawowe potrzeby, kupić koc, matę do spania, drewno na opał. Docieramy do rodzin najbardziej poszkodowanych, okaleczonych, które otarły się o śmierć i dziś nie są w stanie poradzić sobie same w wielkiej machinie obozu. Nie pomożemy wszystkim od razu, nie przywrócimy im praw i nie nadamy obywatelstwa, ale możemy zająć się odbudowywaniem ich godności, zmniejszaniem głodu, przynoszeniem ulgi w cierpieniu.
Drugim celem jaki sobie obraliśmy, było stworzenie bezpiecznej strefy dla dzieci, czegoś w rodzaju świetlicy, gdzie będą mogły odpocząć, zjeść posiłek, mieć miejsce do zabawy, okazję do nauki języka, przestrzeń do poczucia, na czym naprawdę polega dzieciństwo. Nawiązaliśmy współpracę z lokalnym partnerem, zatrudniliśmy na miejscu koordynatora, przeprowadziliśmy konsultacje wśród mieszkańców obozu, opracowaliśmy detaliczny plan działania i ruszyliśmy z budową. Przez chwilę zastanawialiśmy się, co będzie, jeśli po zainwestowaniu ponad 100 tysięcy dolarów władze zaczną rzucać nam kłody pod nogi do tego stopnia, że dalsze prowadzenie projektu nie będzie możliwe. Tyle, że te same wątpliwości można ubrać w inne słowa: ile warte jest to, by w całym swoim życiu te dzieci miały choćby ten miesiąc radości i dobrych wspomnień? Odpowiedź, której mogła udzielić Dobra Fabryka jest jedna: warto wydać każde pieniądze, by każde dziecko, które spotkasz, miało choć godzinę bez bólu, kwadrans dobrego życia. Produkujemy dobro tam, gdzie zło odbiera ludziom nadzieję, zdrowie, życie, pamiętacie?!
W obozie w Cox’s Bazar są dziesiątki tysięcy dzieci. 38 tysięcy z nich to dzieci „niezaopiekowane” – sieroty, dzieci, o czyich rodzinach nic nie wiadomo. Wiecie, co oznacza możliwość zaspokojenia pierwszych potrzeb tych dzieciaków? Zabawy, zjedzenia posiłku? Wiecie, co znaczy możliwość wysłania dzieci do „szkoły” choć na parę godzin dziennie dla samotnych matek? Ile ciężaru i obaw o nie może to zdjąć im z głowy? Jaką nadzieję damy dorosłym ucząc ich zawodu? Dając zajęcie, poczucie, że mogą w życiu coś osiągnąć, że nie są straconym pokoleniem?
Bardzo Was w tym projekcie potrzebujemy. On będzie trwał, bo obozu, w którym mieszka 1,5 miliona ludzi nie da się rozwiązać z dnia na dzień. Będziemy docierali do kolejnych potrzebujących, przeciągali ich z beznadziei na stronę nadziei. Uda nam się to zrobić tylko dzięki Wam! My obiecujemy, że o wszystkich postępach w projekcie dowiecie się jako pierwsi, poznacie ludzi, na których twarzach dzięki Wam pojawi się uśmiech i błysk w oku. Opowiemy Wam ich historie, bo sami chętnie się nimi dzielą. Was prosimy o to, byście te historie ponieśli dalej, opowiedzieli o naszych nowych podopiecznych swoim bliskim i znajomym, udostępniali nasze posty i w miarę możliwości dorzucali paliwa do fabryki, która w Bangladeszu zrobi jeszcze dużo dobra!
Jeśli nic w naszych planach się nie zmieni, szacujemy, że utrzymanie centrum będzie nas kosztowało ok. 9 000 dolarów miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że schronienie znajdzie u nas każdego dnia 80 dzieciaków i drugie tyle dorosłych, koszt zaopiekowania się przez cały dzień jednym człowiekiem, który budzi się z koszmarami przeszłości i żyje w strachu o swoją przyszłość, wyniesie zaledwie 11 złotych. 11 złotych, tyle potrzebujemy dla każdego uchodźcy, by w naszym ośrodku dostał posiłek, mógł spędzić czas w bezpiecznym otoczeniu, porozmawiać z wychowawcami, odnaleźć w całej beznadziei promyk nadziei.