Ze zdjęcia uśmiecha się do Was Jean Muhondo. Pochodzi z Rubare. W 2000 r. poślubił Devote, urodziła im się czwórka dzieci i kilka lat później przenieśli się do Gomy, stolicy prowincji, gdzie zaczął pracować jako kierowca moto taxi, najbardziej popularnego środka transportu w wielu afrykańskich krajach. Początkowo wynajmował motocykl, w końcu dorobił się swojego. Mimo ciężkiej pracy nie wszystko w życiu rodziny ułożyło się tak, jak tego chcieli.
Mimo że Jean pracował od świtu do nocy, rodzina z trudem wiązała koniec z końcem. Życie w mieście kosztuje. Nigdy nie dorobił się swojego domu. Wynajmował malutki budynek z desek za 20 dolarów miesięcznie. Nie mieli swojego ogródka. Zakup jedzenia, węgla drzewnego do kuchni, a nawet wody (0,25 USD za 20 litrowy), bo dostępu do bieżącej nie mieli, pochłaniał cały dochód.
20 maja w Ntamugendze zmarł ojciec Devoty. Starszy i bardzo zasłużony człowiek. Przeżył kolonializm, epokę Mobutu i kilka lokalnych wojen. W naszej wiosce znali go wszyscy. Na pogrzeb przyjechał również Jean z żona i dziećmi. Po pogrzebie planowali zostać jeszcze dwa dni i w niedzielę wrócić do domu. Niestety, w sobotę wieczorem okazało się, że nie mają do czego wracać. Niespodziewany wybuch wulkanu Nyiragongo spopielił cały ich dobytek, łącznie z motocyklem Jeana – źródłem utrzymania dla całej rodziny. Pod grubą warstwą lawy znalazła się również szkoła, do której uczęszczały dwie córki Jeana. Spłonęło wszystko, co mieli, łącznie z planami i marzeniami.
Rodzina Jeana utknęła w Ntamugendze. Jej historię poznaliśmy, kiedy jedna z jego córek potrzebowała lekarza. Na początku nieśmiali, otwierali się stopniowo podczas kolejnych wizyt. Po odgruzowaniu drogi dojazdowej do Gomy, ojciec wrócił do miasta. Nocował u znajomych i próbował zarobić jako moto-taksówkarz w systemie „pass”. Kiedy jakiś właściciel motocykla robi sobie przerwę, Jean podnajmuje pojazd i w tym czasie zarabia kilka franków. Trudno jednak w ten sposób zasypać wielką jak krater wulkanu dziurę potrzeb, która z dnia na dzień urosła do wielkich rozmiarów. Devota pracowała dorywczo w polu u rożnych właścicieli, mieszkając z dziećmi u swej matki.
Siostra Agnieszka nie mogła wyjść z podziwu, z jaką pokorą Jean i Devota przyjęli kataklizm, który zabrał im wszystko, co z takim trudem gromadzili przez lata. Nigdy nie widziała w ich oczach zrezygnowania, raczej wdzięczność, że w chwili wybuchu nie było ich w mieście. Nikogo nigdy nie prosili o pomoc, nie narzekali, nie obwiniali losu za swoją sytuację. Zamiast tego robili wszystko, by choć o centymetr poprawić swoją sytuację. Odpowiedzią na wszystkie problemy w życiu Jeana i Devoty zawsze była praca.
Od kilku tygodni dzieci Devoty i Jeana chodzą do szkoły. Opłacamy im naukę, pokryliśmy wyprawkę do nowej szkoły w Ntamugendze. Cała rodzina ma zapewnioną opiekę medyczną. Otrzymali od nas ubrania i zapas żywności. Szukają domu w okolicy, a kiedy go znajdą opłacimy im czynsz na najbliższe pół roku. Kupimy też Jeanowi motocykl, by mógł zarabiać na utrzymanie rodziny. Oboje z Devotą zdecydowali się zostać w Ntamugendze. Choć Goma daje większe możliwości zarobku, boją się, że wulkan wybuchnie znów i nie będą mieli już tyle szczęścia.
Sytuację Jeana i jego rodziny zmieniła czujność siostry Agnieszki i Wasze piątki. Jeśli jeszcze macie jakąkolwiek wątpliwość, że regularnie powierzanie nam nawet najdrobniejszych kwot ma sens, to historia rodziny Jeana powinna rozwiać wszystkie Wasze wątpliwości. 5 zł raz w tygodniu nie obciąża zbytnio domowego budżetu, w życiu naszych podopiecznych, może jednak zmienić wszystko!!! Cała rodzina Jeana mówi Wam dziś Aksanti! Dziękujemy!