Pani Angela ma 94 lata. Przeżyła Hołodomor, Hitlera i Stalina. 10 marca uciekła z bombardowanego Irpienia. Wzięła ze sobą jedną torbę, ale w trakcie przeprawy przez rzekę straciła nawet ją. Ostatnie wspomnienie z jej miasta to zwały gruzu i pofalowanych prętów. Nie przypominały już mostu. Główna przeprawa w kierunku Kijowa wyglądała, jakby była z porcelany i wypadła komuś z ręki. Irpień to kijowskie Łomianki, 20 km od centrum stolicy. Jedyna droga ucieczki prowadziła do wciąż broniącego się miasta. Pamięta twarze mężczyzn, którzy przenieśli ją na drugi brzeg. „Zapomniałam im podziękować.” Tylko dzięki nim dostała się do Kijowa, a stamtąd pod Lwów, do Brychowic. Tu ją spotkaliśmy.
Pani Angela mieszkała na drugim piętrze kamienicy w centrum Irpienia. Dwa piętra wyżej mieszkał pan Andrzej. Byli sąsiadami od lat. Dobrze się znali. Pan Andrzej pomagał Angeli zrobić zakupy i wnieść je po schodach. Sąsiadka odwdzięczała się pomocą w leczeniu różnej maści dolegliwości. Na ziołach znała się jak nikt. Wszyscy sąsiedzi zamiast do apteki, pukali do drzwi pani Angeli.
Kiedy na miasto spadł deszcz pocisków, pan Andrzej nie wiedział, gdzie uciekać. Klęknął przy łóżku i głośno się modlił, żeby to się skończyło. Z paraliżu wyrwał go telefon. Zadzwoniła mama z Żytomierza. „Synu. Uciekaj.” Pan Andrzej zabrał krzyżyk i uciekł. Ściskał go w dłoni, prosząc Boga, by piekło się skończyło. Nie wiedział, co innego mogło przydać mu się bardziej.
Do Kijowa podwiozła go ekipa dziennikarzy. Kiedy z umówionego miejsca spotkania jechał w kierunku Kijowa, raz jeszcze mijał swoją okolicę. Nie poznał jej. Z budynku, który opuścił kilka godzin wcześniej, został kawałek jednej ściany. „Reszta nie przypominała już niczego.”
Dwa dni po ucieczce z Irpienia pani Angela i pan Andrzej spotkali się w Brychowicach pod Lwowem. W domu pielgrzyma przy Lwowskim Seminarium Archidiecezjalnym ks. Władysław Biszko przyjmuje uciekających z pierwszej linii frontu. Daje im dach nad głową, karmi, organizuje przyjaciół z zagranicy, by zabrali ich w bardziej bezpieczne miejsce, do Polski, Czech, Słowacji, Szwajcarii. Pani Angela i jej sąsiad nigdzie dalej nie jadą. „Ktoś tu musi zostać.”
Opowiedzieli nam swoją historię podczas obiadu w stołówce domu pielgrzyma. Dobra Fabryka dotarła z pomocą humanitarną do Lwowa. Makarony, kasze, konserwy, mleko modyfikowane dla dzieci, dżemy, mąka, cukier. Dzięki Wam jesteśmy wśród ludzi, którym udało się uciec z piekła. Uzupełniliśmy dla nich spiżarnię, by z całej litanii zmartwień mogli wykreślić chociaż obawę o to, że nie będzie co jeść.
Ta misja udała się dzięki Wam! To Wasze ogromne zaangażowanie w zbiórkę „Na pomoc Ukrainie” sprawia, że możemy na bieżąco odpowiadać na konkretne potrzeby ofiar wojny w Ukrainie. Naszą pomoc chcemy dalej rozwijać, dlatego prosimy Was o udostępnianie naszych postów i wspieranie naszych działań.