Kroki wychodzenia z choroby głodowej mierzymy w mililitrach.
Joshua przyjmował dawkę specjalistycznego mleka terapeutycznego F-100 co cztery godziny. 100 kalorii w każdych 100 ml. Zbyt duża porcja mogłaby go zabić, zbyt mała nie zdążyłaby go uratować. Sześć kubków na dobę. Mierzenie obwodu ramienia, ważenie. Wstrzymany oddech matki, kiedy wskazówka wagi przybliża się do zielonej, bezpiecznej strony skali. Oczekiwanie na wyniki testów, rozciągające tykanie zegara w nieskończoność.
Dziś, kiedy Joshua nie musi już przyjmować mleka, personel obserwuje każdy kęs jedzenia. Czas się nie cofa, ale postępy potrafią – wtedy malaria potrafi uderzyć z potężną siłą.
Kiedy chłopiec zachorował, czas stanął dla niego w miejscu. Takie dziecko cierpi z głodu tak bardzo, że ciało przestaje wysyłać mu sygnały – te najważniejsze, dotyczące przetrwania. Małe ciało wchodzi w letarg, w którym o nic już nie prosi, na nic nie czeka. Odpuszcza.
Mama Joshuy nie odpuściła. Zrobiła też coś, co w kraju, w którym króluje proste ziołolecznictwo, wcale nie jest tak oczywiste – przyszła po pomoc właśnie do nas.
Aby jej syn otrzymał na nowo szansę życia, musiał ją otrzymać aż trzy razy – od niej samej, od losu (dotarli do nas bezpiecznie w czasie wojny w regionie) oraz od Was. To Wy przekazaliście środki, które umożliwiły nam sfinansowanie całej terapii dożywiającej i które w tym wspaniałym ośrodku pracują nadal.
Kłaniamy się Wam nisko i jeszcze raz podkreślamy – tego nie zrobiły jednorazowe darowizny. To dzieło wielu, wielu małych wpłat po kilka-kilkanaście złotych, które w zaufaniu przekazujecie nam już od 10 lat.
Za to zaufanie z całego serca Wam dziękujemy i prosimy o kolejny rok.