W listopadzie ubiegłego roku relacjonowaliśmy Wam dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się w Ntamugendze. Do naszego szpitala trafiła postrzelona w brzuch ciężarna kobieta. Matka i jej córka wyszły z tego bez szwanku. Mała Rahema wygląda dziś tak!
Judith była w ósmym miesiącu ciąży. O niebezpieczeństwie dowiedziała się, gdy było już za późno. Chciała sprawdzić, co dzieje się u sąsiadów, u których zabarykadowali się napastnicy chcący uprowadzić dla okupu ojca rodziny. Nie zastali go, więc sterroryzowali jego żonę. Gdy Judith poszła sprawdzić, czy u sąsiadów wszystko gra, seria z kałasznikowa oddana w szale i na ślepo rzuciła ją na ziemię. Jedna kula trafiła w pierś, druga… w brzuch.
Pracujemy w Kongu w ekstremalnych warunkach, ale ten sam teren dla tysięcy osób jest domem, jedynym miejscem na Ziemi, które znają. Nowe rebelie i grupy bandyckie wyrastają tu jak grzyby po deszczu. Nie ma dnia, by ktoś nie został porwany, postrzelony lub zabity. Cierpią niewinni ludzie. Często kobiety i dzieci. Dzięki poświęceniu sióstr i personelu szpitala w Ntamugendze kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie dostaje tu szansę na powrót do zdrowia lub przeżycie.
W pierwszej chwili lekarze byli niemal pewni, że dziecka Judith nie uda się uratować. Szybko jednak okazało się, że kula otarła się o żołądek, ale nie tknęła płodu. Natychmiastowa transfuzja krwi, tlen i szybka operacja ocaliły życie matki i córki. Rehema przyszła na świat trochę za wcześnie. Uratowało ją ciepłe gniazdko, które mamy również dzięki Wam. Judith nie tak wyobrażała sobie narodziny swego pierwszego dziecka, ale radość z tego, że mała żyje i tak pięknie rośnie, sprawia, że szczęśliwsza już być nie może.
Dzięki Wam i wspaniałej ekipie z Ntamugengi na naszych oczach dzieje się bardzo wiele cudów. Dzięki Wam może być ich jeszcze więcej. Każda transfuzja krwi, by mogła uratować czyjeś życie, musi być wpierw możliwa do wykonania. By to się stało musimy krew kupić. W Kongu krew się kupuje, bo choć krwiodawcy oddają ją za darmo, musi być w odpowiednich warunkach pobrana, kilka razy przebadana, odpowiednio transportowana i przechowywana. Punkty krwiodawstwa nie są dofinansowywane, utrzymują je szpitale, które za każdy worek krwi płacą. Ceny się wahają, raz wbijając nas w fotel, raz spadając do 20 USD, która i tak jest dużym wydatkiem, ale takim, do którego już zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Dziś prosimy Was o choć jeden taki, życiodajny worek krwi, który uratował już Judith i jej mały skarb, Rehemę!