Fundacja Dobra Fabryka od zawsze jest o ludziach. Tak też jest w Kabudze, w Rwandzie. My tu nie realizujemy projektu pt. „hospicjum”. Dla nas to pacjenci i pracownicy, których historie splotły się w domu hospicyjnym. Opiekujemy się nimi, często wychodząc poza mury ośrodka.
W taki sposób zupełnie naturalnie obok hospicjum zrodził nam się rodzinny dom dziecka, w którym schronienie znalazły dzieci Claire i Speciozy, zmarłych naszych pacjentek. Dziś rolę mamy pełni w nim ukochana przez maluchów Francoise, pracująca wcześniej jako kucharka w hospicjum.
Pod swoimi skrzydłami mamy w sumie 20 dzieci pacjentów i pracowników, którym opłacamy edukację, w tym m.in. sześcioletniego Olivera. W ostatnich dniach odwiedziliśmy chłopca z Martą i Marcinem, naszymi Piątkowiczami, w szkole położonej na wzgórzach na północy kraju.
Olivier urodził się z genetycznym wodogłowiem i niedorozwojem kończyn. Częste zawroty głowy i wywołane nimi upadki odstraszały wszystkich okolicznych dyrektorów szkół, którzy zamykali przed nim drzwi, mimo że intelektualnie w niczym nie odstawał od rówieśników. Odrzucenia chłopiec doświadczył również we własnym domu. Jego ojciec, wstydząc się niepełnosprawności dziecka, chował go w domu, bijąc przy tym żonę za to, że jak wykrzykiwał, urodziła mu „żabę“.
W życiu Oliviera pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie spotkanie jego mamy z Siostrami od Aniołów. To one wykonały tytaniczną pracę, znajdując chłopcu na drugim końcu kraju szkołę integracyjną i pracując przez długi czas z ojcem nad zaakceptowaniem syna. – Sam fakt, że zainteresowałyśmy się jego dzieckiem, spowodował, że zaczął na niego w ogóle patrzeć. Kolejne spotkania, rozmowy o godności i prawach każdego człowieka, sprawiły, że mężczyzna powoli zaczął się otwierać na chłopca i zgodził się na jego edukację. Co więcej – inne rodziny, widząc nowe nastawienie ojca Oliviera, zaczęły dostrzegać potrzeby własnych niepełnosprawnych dzieci, odrzucając zabobonne myślenie, że takie dziecko jest karą.
Nasza pomoc to zawsze praca na wielu płaszczyznach. Czasem musimy dotrzeć do najgłębszych pokładów serca, by uwolnić umysł ludzi od powszechnie tu panujących przekonań i zabobonów – opowiada nam s. Marysia.
Gdy wchodzimy do klasy Oliviera, ten od razu rzuca się w ramiona s. Marysi, a nam z dumą pokazuje wynik z ostatniego testu (30/40), jakby i nas chciał przekonać, że to najlepsza droga dla niego. My to wiemy niezależnie od wyników testów!
Bardzo nam zależy, by każde z tych 20 dzieci pewnego dnia stanęło na własne nogi na tyle mocno, by było w stanie iść dalej samodzielnie w świat. I zmieniać Rwandę może na pokolenia.
To wszystko jest możliwe dzięki przybijanym przez Was regularnie piątkom. One naprawdę mają moc zmieniania ludzkich historii.