Dziś nie będzie o Afryce, Bangladeszu, ani o Grecji. Dziś pora na jedną kwestię organizacyjną, którą bardzo potrzebujemy z Wami omówić.
Od 7 lat robimy tę Fundację razem z Wami. Znamy się i wiemy, że z Wami każda pomoc potrzebującym jest możliwa. Łączy nas jedno – widzimy ludzi, nie projekty. Projekty są dla nas wyłącznie formą, a nie treścią. Czasem jednak tej formie trzeba nadać nowy kształt. Nie chcemy tego robić jednak za Waszymi plecami, bo Fundacja to też Wy!
Pierwsi z Was pojawili się tu 7 lat temu, kiedy jeszcze bez strony internetowej i żadnego zaplecza potrzebowaliśmy się skrzyknąć, by uratować przed zamknięciem hospicjum w Rwandzie i szpital w Demokratycznej Republice Konga. Oba miejsca są pod naszą opieką do dziś. Do obu wysyłamy łącznie ponad 100 000 Waszych złotych miesięcznie. Przez te lata pozwoliliście nam zrobić dużo więcej. Jesteśmy w Burkina Faso, Togo, Senegalu, Mauretanii, Bangladeszu, Grecji i w Polsce. Nigdy nie chcieliśmy kupować zasięgów, ani inwestować w reklamę – prócz drukowania ulotek, nie wydawaliśmy pieniędzy na koncerty i duże eventy. Spotykamy się z Wami w mediach społecznościowych. I to o nich chcemy z Wami dziś porozmawiać.
Coraz częściej zgłaszacie nam, że nie widzicie na swoim fejsbuku naszych postów, że wyświetlają się Wam wszystkie marki lakierów do paznokci, letnich toreb, sandałów i smyczy dla psów, ale nic z Dobrej Fabryki. Wiemy o tym, ale wobec polityki mediów społecznościowych jesteśmy bezradni. Nie zrobimy nic z tym, że to co dotychczas było miejscem naszych wirtualnych spotkań z Wami, coraz bardziej przypomina znane nam z Afryki targowiska, na których nachalny sprzedawca idzie za tobą do samego samochodu, by sprzedać ci coś, na co ledwie rzuciłeś okiem przechodząc obok jego straganu. I mimo że tu coraz częściej się kupuje i sprzedaje zamiast spotykać i rozmawiać, to my wciąż potrzebujemy tu z Wami być.
Dlatego nie unikniemy fejsbukowych opłat. W odpowiedzialności za ludzi, którym obiecaliśmy pomagać, musimy zrobić coś ze spadającymi zasięgami. I choć początkowo mieliśmy z tym kłopot, uznaliśmy w końcu, że to nie będzie podatek, a regularna inwestycja. Jeśli nie dotrzemy z historią konkretnych ludzi i ich potrzeb do tych gotowych im przyjść z pomocą, nie będzie darowizn, zamiast rozwijać projekty, w końcu staniemy przed dramatyczną decyzją, które z nich trzeba ograniczać.
Pieniądze jakie organizacja dobroczynna płaci za ludzką pracę, za prąd, za pocztę, za wynajem siedziby, za druk ulotek, teraz już nie papierowych, ale fejsbukowych – to grunt, na którym urosną inne pieniądze. Kiedyś roboczo oszacowaliśmy, że z pięciu złotych podarowanych nam na cele statutowe (czyli m.in. właśnie na obsługę fundacji), jesteśmy w stanie wyhodować dziesięć razy tyle na koncie, z którego całość środków przesyłamy do Afryki.
Człowiek, który taką darowiznę robi, musi wykonać w głowie pracę: świadomie zgodzić się na to, że zadaniem jego środków będzie przyciągnięcie dziesięciu innych ludzi, którzy dadzą jeszcze więcej środków, ale i tacy na szczęście wśród naszych darczyńców są. Wierzymy, że nas zrozumiecie, bo tak jak nam i Wam przecież zależy, byśmy dobra produkowali jeszcze więcej.
Stawiamy sprawę uczciwie, bo ważne jest dla nas zaufanie, którym nas kiedyś obdarzyliście.