Huk upuszczonego pudełka sprawia, że czterolatek zamiera i wielkimi oczami wpatruje się w trzymającą go w ramionach mamę, jakby upewniając się, że nadal tu jest. Że żyją.
Dużo się ostatnio rozmawia o traumie. My w Polsce w pewnym sensie na nowo uczymy się o traumie wojny, choć myśleliśmy, że może to być zamknięty rozdział historii. Dla Demokratycznej Republiki Konga wojna domowa jest raną, która nie chce się zagoić. Nie ma tu przerw od wybuchów i ostrzału. Konflikt zmienia tylko miejsce. I na zawsze zmienia coś w ludziach, szczególnie tych najmniejszych.
Trauma dorosłych boli, ale trauma dzieci łamie serce. Strach przed wybuchami najpierw powodował u Gedeona płacz. Później panikę i najgorsze myśli, kiedy mama długo nie wracała z pola. A kiedy strach był większy, niż wszystkie inne emocje, do głosu doszedł ostateczny mechanizm obronny – odcięcie się od tego strasznego świata. Gedeon przestał jeść.
Nie pomagały błagania kochających rodziców. Nie da się normalnie funkcjonować w świecie, w którym wyjście po żywność na pole grozi ostrzałem, a każdy posiłek może być ostatnim. Kiedy maluch zaczął tracić na wadze, rodzice zrobili co w ich mocy, by dotrzeć do Ntamugengi – do naszego ośrodka dożywiania. Jedynego takiego w okolicy.
Nakarmienie dziecka to dopiero początek trudnego zadania, jakim jest odbudowanie choć ułamka poczucia bezpieczeństwa. Gedeon uczy się, że ludzie mogą być dobrzy. Rzeczywistość na nowo staje się znośna, przynajmniej na tyle, by jadł ze smakiem posiłki terapeutyczne i powoli przybierał na wadze. Czy podarujecie mu dzisiaj kubek takiego posiłku?