Jedziemy z Kijowa w stronę Irpienia, Buczy, Borodianki. Niewielkie miejscowości na obrzeżach ukraińskiej stolicy zna już każdy. Ich nazwy zaczęły już nawet brzmieć jak nazwy pól bitew z podręczników do historii. Tyle, że kurz jeszcze nie opadł. W powietrzu wciąż unosi się swąd spalenizny i rozkładających się ciał. Mieszkańcy próbują zrobić cokolwiek. Spod gruzów domów wyciągają narzędzia do pracy w ogrodzie, naczynia i pojedyncze przedmioty. — Spalona, ale jeszcze się przyda — 85 letnia pani Maria pokazuje nam to, co zostało po motyce, którą przez większość swojego życia kopała przydomowy ogródek. Traktuje ją jak najlepszą przyjaciółkę. Cieszy się, że ocalała choć ona. Łzy płyną jej po policzkach.
We wsi Teterivske przekazujemy mieszkańcom paczki żywnościowe i artykuły pierwszej potrzeby. Mimo że już kilka tygodni temu Ukraińcom udało się wyzwolić te tereny, najbardziej podstawowa pomoc humanitarna jest tu bardzo potrzebna. Spośród 800 domów w całej wsi, przetrwało zaledwie 30. Rosjanie ograbili i spalili sklep. Las, ogrodzenia i wszystko co wystaje ponad ziemię, zsiekał grad kul. Na kilkusetmetrowym odcinku drogi przecinającej wioskę zginęło ponad 200 ukraińskich żołnierzy. Nie wiadomo ilu rosyjskich, bo nikt nie chce ryzykować chodzeniem po zaminowanym lesie w poszukiwaniu ich ciał.
Chcemy dla tych ludzi zrobić więcej. Paczki z jedzeniem są oczywiście potrzebne, ale mieszkańcy potrzebują w końcu stanąć na nogi, mieć gdzie kupić podstawowe produkty, móc zacząć uprawiać rolę na odminowanych polach, powoli odbudowywać swoje gospodarstwa i całe życie.
Będziemy dziś rozmawiać o bardzo konkretnych pomysłach na pomoc rozwojową z naszym partnerem, Yevhenem, który tu zostaje i będzie koordynował prace na miejscu. Trzymajcie za niego i za nas kciuki! Jeśli możecie, to już teraz zadziałajcie, wesprzyjcie naszą zbiórkę, by nasze pomysły, jak najszybciej zamieniły się w konkretną produkcję dobra.