Dla nas wspomnienia z dzieciństwa mają smak i zapach faworków przygotowanych przez ukochaną babcię. Albo sałatki jarzynowej – takiej, której nikt już w naszej dorosłości nie mógł powtórzyć.
A dla dzieci z obozu na Lesvos? Czy będzie to suchy podpłomyk, jedzony prędko po wielogodzinnym oczekiwaniu w upale?
Wspólne jedzenie to nie tylko realizowanie najprostszej potrzeby – to też budowanie tradycji rodzinnych i pogłębianie więzi. Dla najmłodszych członków rodziny ma też nieoczekiwane efekty – wzbogaca słownictwo bardziej, niż czytanie na dobranoc. Czy więc może dziwić to, że Katerina i Nikos z Lesvos wkładają tyle serca w swoją codzienną pracę, polegającą na przygotowywaniu posiłków dla najbardziej potrzebujących?
Sednem tego co robią nie jest po prostu nakarmienie ludzi. To, choć w bardzo (bardzo!) ograniczonym zakresie, jest dostępne w obozie.
Katerina i Nikos przywracają tej czynności człowieczeństwo.
Ludzie schorowani, kobiety z dziećmi i osoby starsze nie muszą stać w długich kolejkach, na otwartym słońcu, by otrzymać posiłek stanowiący minimum egzystencjalne. Posiłki od Kateriny i Nikosa podarowane są z sercem – z kuchni wprost do rąk ludzi, którzy najbardziej ich potrzebują.
Czasem posiłki przekazywane są bezpośrednio do małego obozowego konteneru, który na jakiś czas musi stać się domem tych, którzy uciekli przed przemocą i represjonowaniem. Czasem potrzebujący zapraszani są do restauracji Kateriny i Nikosa, która jest otwarta dla wszystkich. Jeszcze ciepłe, pełne warzyw i staranności, staną się dla dzieci z obozu jednym z tych wspomnień, do których będą regularnie wracać. Czy będzie to kojarzący się z domem i bezpieczeństwem talerz warzyw? To zależy tylko od nas i od Was.
Jeśli możecie sobie na to pozwolić, podarujcie tym dzieciakom choć jeden taki posiłek. Ciepły, pełen witamin i dobra, które mają w sercu Katerina i Nikos, tworzący miejsce, które po prostu nazywają Domem.