— Nie wyobrażam sobie tej wojny, gdyby Was nie było — mówi s. Agnieszka. — Cały czas słyszymy ciężką artylerię. Teraz trochę dalej. W Ntamugendze jest spokojniej. Ludzie liczą straty i szukają jedzenia. Wciąż jesteśmy odcięci od świata. Gdyby nie zapas leków na malarię, środków przeciwbólowych i antybiotyków, które zawsze mam dzięki Wam, ludzie umieraliby na naszych oczach.
Z mediów nie dowiecie się o wojnie w Północnym Kivu praktycznie niczego. Nie ma tu korespondentów wojennych, bo sytuacja jest nie przewidywalna. Łatwo stracić życie, a życie ma tu bardzo niewielką wartość. Nikt się tu nie zapuszcza. Obcokrajowców, którzy zdecydowali się zostać, można w całym regionie policzyć na palcach jednej ręki.
Rebelia idzie na południe zdobywając kolejne wioski. Jest coraz bliżej Gomy, stolicy prowincji. Nie ma gdzie uciekać. Wszystkie główne drogi kontrolowane są przez M23.
Olivier, nasz pielęgniarz opatruje ranu poszkodowanych. W polowych warunkach wyciąga odłamki pocisków. Raniły tych, którzy nie zdołali się ukryć.
— Wczoraj dostałam banany. Dzielę je między dzieci tak, by każdy zjadł chociaż kawałek Póki co nie ma widoków na uzupełnienie zapasów żywności. Radzimy sobie jak możemy — mówi s. Agnieszka.
Od prawie tygodnia wioska Ntamugenga i całe Północne Kivu jest miejscem brutalnych starć wojska i rebelii M23. W niedzielę front przełamał się właśnie na wysokości wioski, w której misję prowadzą siostry od Aniołów. Podczas trzydniowej bitwy wiele osób zginęło i zostało rannych. Póki co trudno powiedzieć jeszcze ilu, bo nikt nie ma odwagi zapuszczać się wgłąb wioski. Blisko 5 tys. cywilów odciętych jest od świata. Kilkadziesiąt osób wymaga pilnej pomocy medycznej.
Na stronie głównej naszej fundacji trwa zbiórka. Dotrzemy na miejsce z pomocą humanitarną, jak tylko będzie taka możliwość.