— Robimy trumny.
Rozmiar uniwersalny. Najprostsze, ale godne — mówi Walid. – Znasz inną fundację, która finansuje pogrzeby? Taką prowadzę, bo Libańczyków nie stać już nawet na to.
Jedziemy przez Bejrut nocą. Jest ciemno. Tak się jeździło przez Kijów w trakcie nalotów. Betonowa dżungla. Nie świeciło się nic. Budynki pojawiały się i znikały w świetle przejeżdżających samochodów. Gra cieni, szum ulic.
Bejrut gaśnie powoli, bez głośnych alarmów bombowych, świstu rakiet i ogłuszających eksplozji. Kraj zbankrutował. Nikt się nie łudzi, że jeszcze wstanie z kolan.
— Wytłumacz mi, jak to jest, że Liban nie zapadł się jeszcze pod ziemię. Wszystko jakoś działa. Ludzie chodzą do pracy, wciąż działa wiele sklepów, restauracji
— Wszystko dzięki tym, którzy z
Libanu wyjechali już dawno temu i wysyłają bliskim pieniądze na najbardziej podstawowe potrzeby. Tych, którzy za granicą nie mają rodziny, na ulicach nie zobaczysz. Nie stać ich na ogrzewanie, paliwo do generatorów, nawet na jedzenie. Leki i edukacja dzieci stały się nieosiągalnym luksusem. Uwierzcie, tu już nic nie działa.
Kilka tygodni temu krewny naszej przyjaciółki trafił do szpitala na północy kraju. Nie miał ubezpieczenia, bo w zasadzie nikt go tu nie ma. Lekarze w takich sytuacjach podchodzą do pacjenta dopiero, kiedy wyciągnie gotówkę. Tej niestety nie miał. Umarł przed wejściem na tutejszy SOR.
W tym roku szkolnym czesne należy uiścić w dolarach. Edukacja nagle stała się nieosiągalna. 1500 dolarów za czesne jednego dziecka przy miesięcznych zarobkach na poziomie niespełna 200 dolarów, to kwota zabójcza.
Teraz liczby. Przed kryzysem w 2019 r. za jednego dolara dostawało się 1500 funtów libańskich. Rok temu 30 000. Dziś 89 000. Zarabiający średnio Libańczycy dziś żyją na granicy ubóstwa. Poniżej niej jest 80% mieszkańców tego jedynego chrześcijańskiego kraju na Bliskim Wschodzie.
— Jak uratować Liban? Gdyby chrześcijanie z innych krajów chcieli wesprzeć libańskie rodziny, ale bezpośrednio, to mogłoby się udać. Przez skorumpowany rząd i tak samo zależne organizacje kościelne, nie uda się to nigdy — mówi nasz rozmówca. W jego głosie słychać rozgoryczenie i bezsilność. Tak jak wszyscy Libańczycy, stracił oszczędności życia, gdy w szczycie kryzysu libańskie banki powiedziały swoim klientom, że zdeponowanych w bankach pieniędzy nie zobaczą już nigdy.
— Każdy syryjski uchodźca w tym kraju, a mamy ich już ponad dwa i pół miliona, dostaje co miesiąc 100 dolarów. Organizacje humanitarne są tu dla nich. Naszą sytuacją nie interesuje się nikt. Chrześcijanie w Libanie
bez pomocy sobie nie poradzą — mówi Rita.
W kolejnych dniach przedstawimy Wam historie bardzo konkretnych ludzi i naszą gorącą prośbę o to, byście wzięli ich pod swoją opiekę, dzieląc się z nimi choćby odrobiną. Tym, na co możecie sobie pozwolić. To głównie osoby starsze, które ciężko i przewlekle chore, którym ekonomiczny krach odbiera godności i szansę na leczenie. Tak, u nas też jest kryzys. Wszyscy chcielibyśmy, by było lepiej. Libańczycy są jednak ofiarami zapaści gospodarczej, która nigdzie na świecie nie zdarzyła się od XIX wieku. Oni nie chcą mieć lepiej. Walczą o
przeżycie, choć jeszcze niedawno, żyli na bardzo podobnym do naszego poziomie.
Jeśli możesz pomóc już dziś, odwied
zić dobroczynne24 i nakarm z nami głodnych.