– Nikt mnie nie odwiedza. Paliwo drogie. Pewnie nie mają jak przyjechać – tłumaczy osiemdziesięciolatka. Bardzo chce wierzyć, że to jedyny powód. Przez chwilę się waha. W końcu potrząsa głową i odgania niechciane myśli. Znów się uśmiecha.
Laudie trzyma w ręku pudełko po butach. Kiedy się przedstawiamy, tuli je i głaszcze. Od trzech lat mieszka u sióstr zakonnych na przedmieściach Byblos. Okrągła, zwyczajna twarz starszej pani, oczy zdradzające, jak bardzo potrafi cieszyć się z małych rzeczy. Nie przestaje się uśmiechać, choć powodów do radości nie ma już wiele.
– Chodźcie! Muszę Wam coś pokazać.
Laudie otwiera pudełko i przegląda zdjęcia z przeszłości. Rozkłada na łóżku papierowe wspomnienia. Przez dziesięciolecia wychowywała dzieci bogatych Libańczyków. Poświęciła się im całkowicie. Na stworzenie własnego domu i założenie rodziny zabrakło jej czasu.
Podwójna mastektomia, problem z krążeniem, brak pracy, oszczędności zamrożone w banku na dobre, brak dochodu i samotność. Każda z tych tragedii potrafi zabić. Laudie dźwiga je wszystkie.
– Nie jestem sama. Są siostry, jest doktor Elias, jesteście Wy. Dostaję od Was leki. Dzięki Wam mam co jeść. Wciąż mam za co dziękować Bogu.
Kryzys w Libanie wywrócił wszystko na drugą stronę. Bank Światowy uznał w 2021 roku to, co się tu dzieje, za największy ekonomiczny upadek gospodarki w nowożytnej historii. Nic z tego jednak nie wynika. Wciąż brakuje wszystkiego. Od nas zależy, czy braknie tu dobrych serc. Laudie i inni nasi podopieczni w Libanie bardzo Cię potrzebują.