— Gdzie dziś jedziemy?
— Niedaleko.
— Czyli tam gdzie wczoraj?
Dokuczam Abdullahowi, bo w Mauretanii wszystko jest daleko albo niedaleko. To lokalny system miar odległości. Żadnego Maura nie zmusisz do liczenia kilometrów.
Po tygodniu w Mauretanii tracę wiarę w kilometry i zegarek. Naszym kompasem jest Abdullah. Nie jeździ drogami, wytycza swoje. On nie wie, skąd wie. Po prostu wie. W Mauretanii nie zadaje się zbyt wielu pytań — to jeszcze lekcja biskupa Happe z Nouakchottu. 400 kilometrów na wschód od stolicy, tu gdzie diabeł mówi dobranoc, kończy się droga, a dalej nie ma już nic. Zaczynam rozumieć. Nie pytam. Słucham.
— Pustynia uczy solidarności. Jak zgubisz tu pieniądze, trzeba tylko wrócić w miejsce, gdzie ci wypadły. Będą tam leżały. Nikt ich nie zabierze. Pustynia tak utrudnia ludziom życie, że nawzajem nie chcą już sobie dodawać problemów.
Abdullah jest dumny, że może pochwalić się największymi skarbami swojego kraju. Prostuje się na fotelu kierowcy. Wypatruje czegoś na horyzoncie.
— Już niedaleko.
Wciąż tak mówi, więc nie robi to na nas wrażenia. Wyskakuje z samochodu i upuszcza powietrze z kół, by wjechać na wielką piaszczystą wydmę. Na górze wszystko jest takie samo. Krajobraz księżycowy. Piach i kamienie. Jedzie bez gpsa, bez pinezki. I wie, gdzie jedzie. Dojeżdżamy do wielkiego głazu. Przystanek w środku niczego. Kamienia nikt nie pilnuje, po horyzont nie widać żywej duszy, a na kamieniu prehistoria. Malowane ręką pierwotnych ludzi malowidła. Niestrzeżone, niezamknięte w marmurowym muzeum. Stoi, gdzie stał, gdy ślad po sobie zostawili na nim pierwsi ludzie.
Jedziemy dalej.
— Gdzie?
— Niedaleko. Do Chinguetti.
Abdullah jest dumny, że nas pokonał zaskoczeniem i szybko chce zadać dodatkowy cios.
Siódme najświętsze miasto islamu. W starożytności jego mieszkańcy ponad wszystko umiłowali słowo pisane. Manuskrypty sprzed wieków przechowują tu dumni stróże bibliotek. Chinguetti z nich słynie. W jednej z nich wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej z przekonaniem, że jeśli zapału w strzeżeniu historii mieszkańcom Chinguetti nie braknie, to nasze pozdrowienia za kilka wieków ludzie czytać tu będą w białych rękawiczkach.
Odwiedzamy z Abdullahem różne miejsca, również te piękne, z których jest dumny. Chcemy zrozumieć Mauretanię i jej mieszkańców. Nie jesteśmy tu dla imponujących manuskryptów ani po to, by doświadczyć surowości pustyni. Jesteśmy tu dlatego, że na co dzień doświadczają jej inni, cierpiąc głód i biedę. Tu, niedaleko.