Demokratyczna Republika Konga
Drugi co do wielkości kraj w Afryce, kraj pełen paradoksów. Z jednej strony bogaty w zasoby naturalne (m.in.: kobalt, miedź, koltan, ropa naftowa, diamenty, złoto), z drugiej jego mieszkańcy należą do najbiedniejszych na świecie. Od dziesięcioleci Kongo (DRC) pogrążone jest w przedłużających się konfliktach, które doprowadziły do powstania jednego z największych kryzysów humanitarnych na świecie.
Garść informacji:
- 26,4 mln ludzi – 27% całej populacji Demokratycznej Republiki Konga cierpi głód
- 2,8 mln dzieci poniżej 5. roku życia cierpi na ostre niedożywienie
- Ponad 400 000 ciężarnych lub karmiących kobiet jest skrajnie niedożywionych
- Niedożywienie dzieci jest główną przyczyną aż 45% wszystkich śmierci wśród dzieci poniżej 5 roku życia.
550
80
03.10.2019
W ostatnią niedzielę mieliście już okazję zobaczyć niezwykły uśmiech rocznej Milki, pacjentki naszego ośrodka dożywiania w Ntamugendze, ale jej historia zasługuje na to, by opowiedzieć ją od początku. Kiedy dziewczynka miała cztery miesiące, nagle zmarła jej mama. Rodzina i sąsiedzi próbowali ratować kobietę, ale najbliższy ośrodek zdrowia nie był jej już w stanie pomóc. Zmarła zostawiając na świecie mała córeczkę, której jedyną bliską osobą był tata – Filip. Dla Filipa śmierć żony była podwójnym ciosem. Stracił najbliższą osobę i przejął całą odpowiedzialność za opiekę nad małą Milką, nie mając w tej kwestii zbyt dużego doświadczenia.
Ojcowie w Kongu zwykle niewiele wiedzą o obsłudze małych dzieci, bo ich głównym zadaniem jest utrzymanie domu. Znikają na całe dnie, najmując się do pracy w polu lub na plantacji kawy. Bywa, że przepadają z zupełnie innych, trudniejszych do usprawiedliwienia powodów, ale Filip się do nich nie zaliczał. Opieka nad domem i potomstwem to zawsze zadanie matek. Po śmierci żony Filip nie mógł przed pracą odprowadzać córki do przedszkola, bo tego typu placówki tu nie istnieją. Nie mógł iść do pracy, więc przestał zarabiać. Nie mógł kupić dla córki mleka zastępczego, bo cena jednej puszki to równowartość jego tygodniowego zarobku, jeszcze z czasów, gdy pracował. Nawet gdyby zdobył te pieniądze, mieszankę można dostać tylko w stolicy prowincji oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów. Żeby tam dotrzeć też trzeba mieć pieniądze. Organizm kilkumiesięcznego dziecka, nie dostając odpowiedniego pożywienia, bardzo szybko słabnie. Jeden problem generuje kolejny, jeszcze gorszy. Ta historia pokazuje, że rodzina jest w Afryce instytucją najważniejszą, jedyną polisą, jaką może mieć przychodzące na świat dziecko. Gdy zabraknie jednego z rodziców, komplikuje się absolutnie wszystko. Jak domek z kart składa się konstrukcja zależnych od siebie zadań i obowiązków. Nie ma zasiłków, ani urlopów wychowawczych, nie ma do kogo zadzwonić, uderzyć na alarm, by na ratunek w sytuacji beznadziejnej państwo uruchomiło odpowiednie procedury. W takich sytuacjach wyjścia są dwa. Skapitulować, uznać, że się przegrało swoje życie i życie dziecka lub włączyć tryb walki o przetrwanie, uznać, że skoro nie można zrobić nic, trzeba zrobić cokolwiek. Filip włączył ten tryb. Zaczął pytać, gdzie pójść, jaki azymut obrać, by dotrzeć do dobrych ludzi. Nieważne było jak daleko ma iść, tylko w którym kierunku. Po raz pierwszy trafił do Ntamugengi, kiedy Milka miała cztery miesiące. Dziś kończy roczek. Od ośmiu miesięcy co tydzień przychodzi z małą do naszego ośrodka dożywiania. Dostają od nas posiłki i zapas jedzenia do domu. Filip nie wie wiele o opiece nad dzieckiem, ale kocha Milkę tak bardzo, że przychodzi do nas zawsze, gdy przestaje sobie radzić i potrzebuje pomocy. Zaczyna sobie powoli układać życie, dzieląc czas na pracę i opiekę nad córką.
Zaopiekowaliśmy się w tym roku już kilkuset maluchami takimi jak Milka. Wszystkie dzieci są pod stałą kontrolą lekarską, a ich opiekunowie w dobrych rękach instruktorów dietetyki, gotowania i uprawiania przydomowego ogródka. Nawet po latach wracają do nas pokazać swoje pociechy. Kilka dni temu odwiedziła nas babcia Mojżesza – na ostatnim zdjęciu. Przyszła po raz kolejny podziękować za ocalenie wnuka. W kwietniu 2017 roku zjawiła się u nas z malutkim wtedy Mojżeszem z prośbą o kilka miarek mleka zastępczego. Kilka dni wcześniej zmarła mama chłopca. Kiedy zobaczyliśmy wychudzonego noworodka, nie było mowy, by wypuścić ich z powrotem do domu. Widok wygłodzonego maleństwa był przerażający. Od razu trafił na pediatrię, stawiając na nogach personel, który natychmiast zaczął o niego walczyć. Po kilku tygodniach był już bezpieczny. Babcia dostała podstawowe rzeczy do pielęgnacji dziecka, ubranka, zapas żywności i wiedzę z zakresu karmienia i opieki nad takim maleństwem.
Ten wpis mógłby się nigdy nie skończyć, bo takich historii mamy do opowiedzenia setki. Zwykle zaczynają się tragicznie i na szczęście najczęściej dobrze kończą. Nasz personel wykonuje świetną robotę, ale to Wy sprawiacie, że możemy działać w Kongu i ratować kolejne maluchy.