Pierwszym pociągiem odjechały kobiety z dziećmi, drugim starsi – w tym Olena, która cudem uniknęła niebezpieczeństwa. Trzeci miał zabrać resztę, ale został ostrzelany. Kolejne już nie wyjechały. Wojna na Ukrainie trwa. A my pozostajemy solidarni z walczącą Ukrainą.
Olena pochodzi z Krematorska. Do wojny była gotowa od 2014 roku. Już wtedy było jasne, że Rosja nie odpuści i prócz Krymu sięgnie po więcej. Zakupy robiła tak, by starczyło jej na kilka tygodni. — Uciekłam. Z domu, położonego niedaleko lotniska, wygonił mnie huk spadających bomb, dym i widok zamieniającej się w gruz okolicy. Zapasy zostały. Nie wiem, w jakim stanie jest mój dom. Jeśli wciąż stoi, mam nadzieję, że moje zapasy przydadzą się sąsiadom, którzy zostali — mówi.
Zbiegła do piwnicy już pierwszego dnia wojny. — Piwnica to żaden schron, ale przynajmniej nie widzisz, co dzieje się wokół. Było zimno, czasem w okolicach zera — wspomina. Piwnica również okazała się śmiertelną pułapką. Kiedy część ludzi zaczęła poważnie chorować z wyziębienia, postanowili wrócić do mieszkań.
— Zbiegaliśmy na dół już tylko wtedy, kiedy wyły syreny. Pamiętam, jak jednego dnia próbowałam ugotować barszcz. Zajęło mi to cały dzień, bo zanim wszystko przygotowałam, alarm bombowy włączył się 7 razy. Gdy po ostatnim ostrzale wróciłam do siebie, w oknach nie było szyb, a kurz i pył szczelnie przykrył wszystko, co w mieszkaniu było — opowiada Olena. Wola życia skłoniła je do ucieczki na zachód. — Widoku zrujnowanych osiedli mieszkalnych nie zapomnę nigdy.
Olena pamięta jeszcze stację kolejową i tłum mieszkańców. Razem z dwiema siostrami czekała na pociąg sześć godzin. Olena z siostrami wsiadła w drugi pociąg – ostatni, któremu udało się wyjechać. Dotarły do Łucka i zaraz chciały jechać dalej, na zachód, do Polski. Ostatecznie zatrzymały się w hotelu we Lwowie, który z dnia na dzień stał się punktem pomocy dla uciekinierów ze wschodu. I nawet, kiedy Rosjanie zbombardowali pobliski skład ropy, nie chciały już dalej uciekać.
— Pora wracać do domu. Czekam na zwycięstwo. W Kramatorsku każda z nas ma mieszkanie, któreś z trzech może przetrwa wojnę. Zamieszkamy tam z siostrami. Na pewno wrócimy — powiedziała Olena ze łazami w oczach.
W Dobrej Fabryce wciąż zbieramy środki. Trwa również zbiórka ubrań dla Ukrainy, a także jedzenia i środków higienicznych, które wysyłamy do naszych ukraińskich sąsiadów (jeśli chcesz przekazać nam dary, skontaktuj się z nami bezpośrednio). Olena i wszystkie kobiety w hostelu w Łucku otrzymały od Was ubrania, bieliznę i żywność. Tego potrzeba było najbardziej, bo uciekając, większość nie wzięła ze sobą nic.
Jeśli chcecie dalej robić z nami dobrą robotę dla tych, którzy pomimo ataków zdecydowali się zostać w ojczyźnie, dołączcie do naszej zbiórki, która wciąż trwa. Od początku wojny zebraliśmy prawie milion. Dużą jego część już zamieniliśmy na bardzo konkretną pomoc! Dołącz do nas! Bądźmy solidarni z Ukrainą!