– Ludzie śpią na plaży, w parkach i samochodach – mówi nasz kontakt w Bejrucie. W Libanie zapanował chaos po tym, jak Israel rozpoczął inwazję lądową na ten kraj. Prysła w naszych głowach naiwność, że świat się ogarnie, że nikt na kolejną szarżę nie pozwoli. To już się dzieje. Izrael otworzył nowy front otwartej wojny na Bliskim Wschodzie.
Po kilku godzinach liczba ofiar śmiertelnych osiągnęła 55, a 156 osób zostało rannych. Ponad 1 milion osób musiało uciekać na północ. 300 000 z nich to dzieci.
– To jest cała fala przerażonych ludzi. Potrzebują pomocy. Nie mają ze sobą nic. Nasze zapasy leków na kolejne tygodnie stopniały w kilka godzin. Chcemy tu być dla nich, ale nie mamy czym ich ratować – mówi dr. Harouny, odpowiedzialny za działania Dobrej Fabryki w Libanie.
W kraju panuje chaos. Na południu obowiązuje przymusowa blokada informacyjna. Wiemy tylko, że izraelska armia wtargnęła przez granicę w kilku miejscach zajmując najbliżej położone wsie. Dziennikarze i informatorzy nie mają w ten rejon wstępu.
Mówi się, że w ciągu ostatnich godzin doszło do około 70 nalotów, ale informacji nie da się potwierdzić, bo obie strony sporu podają na ten temat sprzeczne informacje.
Ramię w ramię z Hezbollahem stanął Iran i wystrzelił w stronę Izraela około 400 pocisków, celując głównie w cele wojskowe i obiekty bezpieczeństwa. Z większością poradziła sobie izraelska obrona powietrzna. Intensywne bombardowany jest Liban. Trwa ostrzał w regionie Jnoub, Begaa i w Bejrucie.
Musimy się zmobilizować. Mamy na miejscu zespół, wiemy dokładnie czego potrzeba. W pierwszej kolejności chorzy i dzieci. Chorym musimy zapewnić kontynuację leczenia i podstawową pomoc rzeczową. Dla dzieci, zrobić wszystko, by w miejscach tymczasowego pobytu nie musiały nagle wydorośleć. Dostaną od nas paczki z bielizną, ubraniami, płaszczami przeciwdeszczowymi, mlekiem zastępczym, ciastkami, przyborami szkolnymi i środkami do higieny osobistej.
Pomagamy Libańczykom!