Onur był piekarzem w Kurdystanie. Żadnej pracy się nie boi. Postawny, barczysty, dłonie jak imadła. Mają siłę i wyczucie. Na Lesbos trafił 8 lat temu. Abdul wysiadł z łodzi na greckiej plaży rok później. W Syrii był mechanikiem. Starą, rozklekotaną grecką corsę odpicował tak, że przyciąga zazdrosne spojrzenia fanów niemieckiej motoryzacji. Uciekł z Syrii, kiedy na jego warsztat spadła bomba. Z jego miejsca pracy pozostała sterta powykręcanego metalu.
Obydwu łączą marzenia. Szukali bezpieczeństwa i wolności. Onur dla siebie, Abdul również dla czwórki dzieci i żony. To pragnienie spełnił nasz grecki projekt. Obaj szczęśliwi, od świtu do popołudnia harują jak woły, mimo lejącego się z nieba żaru. Czekają na zbiory oliwek, które zwiozą do prasy, wycisną z nich oliwę, która później trafi do Was w butelce z etykietą NIKA. Swoją przyszłość wygrali ciężką pracą i możliwościami, które dajecie im Wy.
Nikos i Katerina nazwali swoją oliwę NIKA. Nie było w tym ani krzty pragnienia lansu. Zbieg okoliczności zuważyli później. Bo „nika” to greckie słowo oznaczające zwycięstwo. W 312 roku Konstantyn Wielki idąc na starcie z Maksencjuszem zobaczył na niebie znak krzyża i usłyszał „en toutoi nika” („pod tym znakiem zwyciężysz”). Bitwę wygrał. Ogłosił po niej edykt mediolański, dając chrześcijanom wolność w wyznawaniu wiary. W greckiej tradycji sztandar z napisem „en toutoi nika” znaczy tyle, co dla nas dwa nagie miecze spod Grunwaldu.
— Nika to zwycięstwo. Dziś swoją ciężką pracą w wytwórni oliwy z oliwek uchodźcy wygrywają dla siebie wolność i bezpieczeństwo. Spełnia się to, o czym marzyli, odkąd wojna i prześladowanie zmusiła ich do ucieczki z ojczyzny — mówi Nikos.
Oliwę w przedsprzedaży można kupić w Sklepie Dobrej Fabryki. To nie tylko najwyższej jakości produkt, to pomoc i praca dla uchodźców na greckiej wyspie Lesbos.