Ola Hera to człowiek niezwykły. W Dobrej Fabryce jest z nami w zasadzie od początku. Od dwóch tygodni to ona jest kluczowym członkiem zespołu pracującego po ukraińskiej stronie granicy. Spędziliśmy razem długie godziny, pomagając zmarzniętym i głodnym uciekającym przed wojną ludziom. Ola jest obywatelką Ukrainy. Mimo że na co dzień zajmujemy się pomaganiem, to właśnie ona potrafi nas zawstydzić swoją wrażliwością na potrzeby innych. Wychowała się 30 km od polsko-ukraińskiej granicy. Kilka kilometrów do miejsca, do którego dojeżdżamy każdej nocy.
Ostatni raz widziała się z mamą w czerwcu ubiegłego roku. I choć od dwóch tygodni była tak blisko, nie mogła jej przytulić, pobyć z nią chwilę, porozmawiać o tym, że w ich ojczyźnie nagle zmieniło się wszystko. Rozmawiały przez telefon, ale nie mogły spojrzeć sobie w oczy i zobaczyć, ile jest w nich strachu i niepewności o to, co czeka ich ojczyznę i rodzinę.
Dziś udzieliliśmy pomocy ludziom oczekującym na transport do granicy na dworcu autobusowym w Chyrowie. Byliśmy też w szkole w Chyrowie, która od dwóch tygodni pełni rolę punktu recepcyjnego dla uchodźców ze wschodu kraju. W końcu wszyscy uznaliśmy, że mama Oli jest zbyt blisko, by nie pojechać do niej z krótką wizytą.
Jechaliśmy w ciszy. Dla Oli droga do domu nie przypominała tej, którą znała z dzieciństwa. Pokonywaliśmy wojskowe checkpointy, gotowe na odparcie ataku wroga.
Dojechaliśmy do Dobromila. Były łzy i radość. Pośród wszystkich tych spotkań, które przydarzyły nam się w ostatnich dniach, to właśnie dziś poczuliśmy, jak trudna jest rozłąka z najbliższymi, kiedy jutro staje się tak bardzo niepewne. Takie dramaty dzieją się tu od dwóch tygodni. Jest ich setki tysięcy. Ola pomogła nam dziś zrozumieć, jak bardzo rozdzierają serca ludzi, którzy tulą się do siebie, żegnając i zupełnie nie wiedząc, kiedy spotkają się znów.