– Najgorzej nie mieć tu nic do roboty – mówi Alfa, lider pomocników, którzy codziennie wspierają nas roznosząc posiłki dla chorych mieszkańców obozu na Lesbos.
– Lubię pomagać. Lubię czuć się potrzebny. Gdyby nie Home for All i odpowiedzialność za dystrybucję posiłków, nie miałbym innego zajęcia. To dewastujące uczucie.
Stoimy przy busie, który przez ostatnie lata rozwiózł w różne miejsca wyspy już łącznie ponad 4,5 mln posiłków. Wielokrotnie myśleliśmy, że dojechał już do kresu. Bezdroża, kurz, dziury. Dzielne auto. Poświęca się do granic i jeździ. Dziś nie tylko tu dojechał, ale daje cień. Stoimy przytuleni do bagażnika, pod otwartą, osłaniającą nas od słońca klapą. 33 stopnie w cieniu. W obozie jak na patelni. 2500 osób i może 6-7 drzew. Eukaliptusy. Rzadkie. Za dużo cienia nie mają w ofercie.
Stoimy w gorącu. Alfa opowiada o Serra Leone i o tym, że już drugi raz powiedzieli mu w Grecji, że dokumentów nie dostanie. Będzie próbował po raz trzeci. Pakuje posiłki do torby, bierzemy mapę i ruszamy.
Odwiedzamy chorych w ich schronieniach. — Kiedy kogoś nie ma, zostawiamy posiłki przy drzwiach. Nikt nie ukradnie. Wszyscy wiedzą, że to dla chorych. Trzeba się wspierać.
Alfa nie ma planów. Nie wie, czy zostanie na wyspie, czy pojedzie dalej. – To zależy od możliwości. Nie mam nikogo, do kogo mógłbym pojechać. Jeśli będę potrzebny tu, zostanę tu, jeśli pracę znajdę gdzie indziej, pojadę. Bo w życiu chodzi o to, żeby nie tkwić bezczynnie.
To, że najgorsza jest bezczynność, jest dziś refrenem naszej wizyty w obozie. Każdy chciałby coś robić, chciałby móc szukać pracy i na jedzenie samemu sobie zarobić.
Z jedzeniem jest jak jest. Sami nie wiemy, jak poukładać w logiczną całość to, co dzieje się w obozie. Dużo wskazuje na to, że to nie nasze zdolności poznawcze szwankują, tylko faktycznie mamy do czynienia z chaosem, w którym nie odnajdują się również za obóz odpowiedzialni.
Zgodnie z decyzją władz, od kilku tygodni posiłki należą się tylko tym, którzy wciąż są uchodźcami. Dostałeś azyl lub właście Ci go nie przyznano, nie masz prawa tu jeść. To sprawia, że oficjalny catering przywozi posiłków dużo mniej niż kiedyś i dużo mniej niż jest tu mieszkańców. Cały problem w tym, że nikt w trakcie dystrubucji nie sprawdza, czy zgodnie z nowymi zasadami posiłek ci się należy czy nie. Stoją więc wszyscy, bo wszyscy są głodni. W pewnym momencie jedzenie się kończy. Trzeba się rozejść. Próbować szczęścia jutro.
Mieszkańcy obozu na bezczynność są skazani. My nie. Każdy z nas może działać i zmienić na lepsze kawałek tego świata. Ty też! Podaruj choć jeden posiłek naszym podopiecznym na Lesbos.