– Nie mamy nawet jednego worka krwi. Jeśli znajdziecie krwiodawców, przygotujemy dla Was kilka worków, ale nic więcej nie da się zrobić. – Odpowiedź w słuchawce telefonu brzmiała tego dnia jak wyrok śmierci. Jak zły sen. – relacjonuje nam siostra Agnieszka z Konga.
Przez panującą na północy epidemię eboli wstrzymano wszystkie zbiórki krwi w okolicy. A przecież cały personel szpitala oddawał krew w poprzednim miesiącu, starsi uczniowie również. Mieszkańcy pracowali w polu. Jak mamy znaleźć kilkunastu krwiodawców, żeby szpital mógł funkcjonować?
W tej samej chwili do szpitala wjechał kipoy – lokalny ambulans, czyli nosze z chorym wewnątrz, niesione przez kilku silnych mężczyzn. Było ich kilkunastu, wymieniali się, by nie stracić tempa. Przynieśli nam chorego z malarią i silną anemią.
Konieczna transfuzja. Akurat w tym momencie, kiedy brakuje choćby jednego worka krwi…
– Dobiegłam do mężczyzn i zaczęłam prosić, aby oddali krew. Co innego nam zostało? Z 12 panów zgodziło się aż 8! Szybko nakarmiliśmy ich, aby nabrali sił, i zawieźliśmy do wioski Rutshuru, gdzie mogliśmy pobrać krew. Po kilku godzinach wróciliśmy z ośmioma workami grup 0, A i B. Szczęście w nieszczęściu, że udało nam się to tak sprawnie zorganizować! A najpiękniejsze jest to, że 6 mężczyzn oddaje krew regularnie do dziś.
W Ntamugendze krew oddaje prawie cały personel szpitala. Każdy kto może, bo ludzie pracujący z chorymi na co dzień najlepiej wiedzą, jak cudownym i życie ratującym lekarstwem jest krew. Pielęgniarki, lekarze, nawet personel sprzątający – każdy rozumie, że kropla krwi jest w Ntamugendze na wagę złota. W Demokratycznej Republice Konga krwiodawstwo wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce. To koszty pobierania krwi, jej transportu i przechowywanie bierze na siebie placówka, która krew zamawia. Każdorazowo jest to dla szpitala wydatek nawet 20 dolarów.
O krwiodawców też nie jest łatwo. Duża część populacji zmaga się z niedożywieniem, anemią i całą masą przewlekłych chorób, które mają wpływa na jakość krwi.
Dziś obchodzimy Światowy Dzień Krwiodawstwa. Podarowanie choć jednej jednostki krwi może ocalić życie nawet trzech pacjentów, a my walczymy o każdą jej kroplę. Potrzebują jej do przetoczeń między innymi dzieci w ostrej fazie malarii. Brak krwi oznacza dla nich śmierć.
W ostatnim czasie w Północnym Kivu znów trwają walki. W szpitalu przyjmujemy coraz więcej poszkodowanych. Ofiary postrzałów i wybuchów, pilnie potrzebują ratującej życie transfuzji.
Możesz uratować dziś czyjeś życie. Podaruj worek życiodajnej krwi.