Alphonse ma 30 lat. Kiedy miał 15 lat, jego rodzice się rozwiedli. Wszystko się wtedy rozsypało. Rodzice zajęci rujnowaniem sobie życia, nie dbali o to, czy chłopak ma co jeść, nie mówiąc o posyłaniu go do szkoły i dbaniu o inne potrzeby. Uciekł z domu, który przestał być miejscem bezpiecznym dla nastolatka. Znalazł pracę. Zaczął radzić sobie sam.
Kilka lat temu poznał kobietę. Krótko po tym urodził im się syn, Krystian. Pewnego dnia, kiedy pracował w polu u sąsiada, usłyszał płacz dziecka. Pobiegł do domu i zobaczył pod drzwiami Krystiana. Malec miał wtedy 1,5 roku. Matka dziecka zniknęła. Szukał jej do momentu, gdy okazało się, że postanowiła ułożyć sobie życie z innym mężczyzną, zostawiając za sobą Alphonsa i małego Kristiana.
Dziś obydwaj mieszkają w wynajmowanym pokoiku przypominającym bardziej schowek na miotły niż miejsce, w którym można zorganizować sobie przestrzeń godną do życia. Do południa ojciec zarabia na posiłek, który przygotowuje dla siebie i małego po południu. Każdy dzień wygląda tak samo. Ostatnio jednak jedzenia zaczęło im brakować.
Kilka dni temu zaczął szukać ratunku na terenie parafii w Kabudze. Prosił ludzi o jedzenie, tłumacząc, że nie jest w stanie nakarmić Krystiana i sam też nie jadł od kilku dni. Ktoś poradził mu, by poszedł do hospicjum, odnalazł w nim siostrę Marię, która takim jak on nigdy nie odmawia pomocy. Tak zrobił. Usiadł przed bramą hospicjum i czekał.
Siostra Marysia dobrze wie, jak postępować w takich sytuacjach. Zanim wypytała Alphonsa o jego sytuację, zaprosiła go do stołu. Dopiero gdy zjadł i był w stanie myśleć o czymkolwiek innym, zaczęli rozmawiać. Wtedy Alphonse opowiedział swoją tragiczną historię.
Trzy lata temu zupełnie naturalnie nasz hospicyjny projekt w Rwandzie wydał na świat jeszcze jeden, mniejszy. W pobliskiej Masace wynajęliśmy dom dla dzieci Claire i Speciozy, naszych pacjentek. Obiecaliśmy im przed śmiercią, że się zajmiemy ich pociechami. Mamy już pod opieką całkiem pokaźną gromadkę dzieciaków. Mieszkają w domu z opiekunką Francoise. Dzięki miłości, jaka wylała się na nie od sióstr po śmierci mam, dużo się zmieniło. Chodzą do najlepszej szkoły w kraju. Są prymusami i świetnie czują się wśród rówiesników. Uwielbiają Francoise, a siostrę Marysię traktują jak drugą mamę. Po prostu, są szczęśliwe.
Mimo że nieczęsto Wam o nich opowiadamy, oni tam są. To Wy stworzyliście im tak wspaniałe warunki i pozwalacie rozwijać skrzydła. To WY możecie dziś pomóc również małemu Kristianowi i jego tacie. Wiemy, jak im pomóc, ale to Wy musicie dać nam paliwo to tego, byśmy mogli odpowiedzieć na ich potrzeby.
Ustaliliśmy plan działania. Po pierwsze ani Kristian ani jego tata nie mają ubezpieczenia. Załatwiamy więc dziś formalności, by służba zdrowia nie mijała ich szerokim łukiem. Chłopak jest też niedożywiony i wymaga leczenia w związku z problemami z uchem. Widać, że ojcu zależy na wychowaniu synka, ale los uporczywie mu to utrudnia. Zrobimy wszystko, by wtorek 2 grudnia 2020 r. był tym pierwszym dniem, który Alphons zapamięta na całe życie, pierwszym, w którym uśmiechu będzie więcej niż strachu.
Siostry w Kabudze bardzo na Was liczą, a my dodajemy do naszego Sklepu z Dobrem kolejny dobroczyniący produkt, dzięki któremu będziemy mogli ich karmić, dać im dach nad głową i leczyć. Wyciągnięcie ręki do potrzebujących to w Dobrej Fabryce tylko jeden klik.
Pomaganie nie może być prostsze!