— U nas nie ma choinki bez szopki. Szopka jest pod każdym drzewkiem. Czasem nawet większa od niej. Może nie być choinki, ale szopki zabraknąć nie może — tłumaczy nasze zdziwienie Rita, nasza współpracowniczka w Libanie.
Nasze oko opatrzyło się już z komercyjnymi, trzymającymi się z dala od religijnych symboli dekoracjami świątecznymi. To dlatego w Libanie uwagę zwracają wszechobecne szopki. Widok bogato zdobionych żłóbków z postaciami Świętej Rodziny, trzech króli, pasterzy i zwierząt witających gości przed wejściami do galerii handlowych, na rondach ulic, w hotelach, restauracjach, wprost zaskakuje.
— To zawsze był kraj, w którym islam i chrześcijaństwo się przenikały. Mimo różnych sporów w przeszłości sunnici, szyici i chrześcijanie potrafią żyć tu w zgodzie, szanując się nawzajem — mówi nasza rozmówczyni. Liban jest pełny religijnych symboli. Na wysokim wzniesieniu nad Jounieh stoi sanktuarium Matki Bożej, a obok niego jej olbrzymia figura górująca nad wybrzeżem, jak krzyż na Giewoncie nad Podhalem. Jadąc z Bejrutu na północ, w ciągu kilkunastu minut zobaczyć można trzy olbrzymie posągi Jezusa. Dla Libańczyków symbole religijne nie są jednak jedynie wyrazem ludowej pobożności, są adresem, pokazują kto tu mieszka i gdzie przynależy.
— Nikt nie podnosi tu ręki na krzyże, tak jak nikt nie podnosi ręki na meczety. Granicą między dwiema religiami nie są kontynenty i dzielące dwie kultury tysiące kilometrów, ale sąsiedzki płot, a z sąsiadami dobrze jest żyć w zgodzie — mówi Rita.
Chrześcijanie w Libanie powoli stają się mniejszością. Kiedyś mówiło się, że sunnitów, szyitów i chrześcijan jest po równo. Z powodu paraliżującego kraj kryzysu ekonomicznego wielu chrześcijan wyjechało. Muszą radzić sobie sami, podczas gdy sunnitów wspierają wspólnoty z Arabii Saudyjskiej a szyitów te irańskie. Katolików nie wspiera nikt. Milion chrześcijan żyje tu teraz wśród 3 milionów Libańczyków wyznających islam i 3,5 miliona syryjskich uchodźców. Mimo to chrześcijaństwo nie schodzi do podziemia. Nikt nie wstydzi się swoich symboli, a Boże Narodzenie to nie obwieszone świecidełkami drzewko, brodate skrzaty i renifery, ale przychodzący na świat Boży Syn. Sąsiedzi to wiedzą i szanują.
Od kilku miesięcy Dobra Fabryka pomaga chorym i ubogim przetrwać bardzo trudny czas niespotykanego w nowożytnej historii kryzysu ekonomicznego. Dołącz do nas!