Jesteśmy w drodze do Kijowa. Zatrzymujemy się za Żytomierzem. Na stacji benzynowej mała dziewczynka w białej sukience, patrzy na mamę. Mama kiwa głową, dodając małej odwagi w tym, co zaraz zrobi. W całym kraju brakuje paliwa. Nikt nie podjeżdża do dystrybutorów, ale do kasy ustawia się kolejka po kawę i przekąski na dalszą drogę. Dziewczynka w białej sukience wyciąga rękę z batonikiem w stronę uzbrojonego żołnierza. — Proszę, to dla pana — mówi cichym głosem. Zakłopotany młodzieniec z przewieszonym przez ramię karabinem. Uśmiecha się i próbuje wymknąć z kłopotliwej dla siebie sytuacji. Sławy i szacunku obrońcom Ukrainy pozazdrościłyby największe gwiazdy rocka.
Zbliżamy się do Kijowa. Na wysokości Makarowa przestajemy rozmawiać. W samochodzie panuje cisza. Choć droga jest już uprzątnięta, widać jakie dramaty rozgrywały się tu jeszcze kilka tygodni temu. Widok ostrzelanych domów i spopielonych marzeń mieszkańców przedmieść Kijowa, ciągnie się przez kolejne kilometry.
— Pierwsze dwa miesiące były straszne. Spaliśmy w ubraniach, bo syreny wyły co chwile. Zbiegaliśmy z 10 piętra, szukając schronienia. Spotykaliśmy się z sąsiadami przed blokiem i choć nie mieliśmy, gdzie się ukryć, łatwiej było przetrwać te straszne chwile razem — opowiada nam Raja. Z jej okien widać lotnisko Żulany. Jest do niego mniej niż dwa kilometry. Kiedy spadały bomby, cały blok się ruszał, wszystko się trzęsło — opowiada gestykulując rękami.
Pani Raja w końcu nie wytrzymała i tak ja ponad 2 miliony mieszkańców Kijowa uciekła na zachód. Zatrzymała się w Żytomierzu. — Pewnego dnia i tam zawyły syreny. Zbiegliśmy to piwnicy. Huk. Trzęsło się wszystko. Wiedzieliśmy, że blisko spadło. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, po 10 domach jednorodzinnych został tylko gruz. Córka została w Kijowie. Kiedy zrobiło się bardzo źle, dzwoniła do mnie, żeby się pożegnać. Robiła to co wieczór, przez kilka dni z rzędu… — Raja w końcu nie wytrzymuje i zaczyna płakać.
Zatrzymujemy się w mieszkaniu obok pani Rai. — Jak zawyją syreny, nie musicie nigdzie uciekać. Nikt tego już nie robi. Trzymajcie się z dala od okien. Najlepiej zbierzcie się w ciemnym pokoju przechodnim obok korytarza, między dwoma nośnymi ścianami. Wszyscy tak robimy — tłumaczy, odpowiadając na nasze pytania o to, jak zachować się, gdy włączy się alarm. Wiemy już też, że miedzy 6:00 a 23:00 jest godzina policyjna i nie można opuszczać budynku, a w mieszkaniach lepiej nie nadużywać światła.
Co my tu w ogóle robimy? Przyjechaliśmy spotkać się z Yevhenem, byłym zawodowym bokserem, który od pierwszych godzin wojny pomaga najsłabszym. Jutro jedziemy do Buczy, Irpienia, zobaczyć miejsca, które zna już cały świat. Ale później pojedziemy dalej, by dzięki Yevhenowi dotrzeć do tych wiosek, do których od tygodni nie dotarł jeszcze nikt.
Śledźcie nasze relacje przez kolejne dni. Zobaczycie jak Dobra Fabryka produkuje dobro, tam gdzie wciąż bardzo go brakuje.