Szambo wybiło. Niestety dosłownie. Ulewne deszcze i rwące potoki momentalnie zatkały odpływy, zgarniając do nich wszystkie napotkane przedmioty, liście i gałęzie. Natura postawiła nam w samym środki wioski biologiczną bombę, tak jakby tych, które czekają w lufach czołgów kilkaset metrów dalej, było za mało.
— Przez weekend toczyliśmy walkę o wodę — pisze z Konga siostra Agnieszka. — Udało się odpowietrzyć część rur, wzmocniliśmy cysternę i instalacje wodne, by mieć wodę we wszystkich częściach szpitala.
To jednak nadal za mało. Problem z dostępem do źródła jest teraz tym najpoważniejszym.
Woda dociera do nas z jednego źródła, z drugiego tylko częściowo, trzecie – znajdujące się na wzgórzach, gdzie są rebelianci – jest całkowicie uszkodzone. W wiosce jest 15 tys. rodzin. Każda potrzebuje wody, a tej z niespełna dwóch źródeł po prostu nie starcza. Ilość wody jest minimalna. Współpracujemy z Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem, by dostać się do najbliższego źródła znajdującego się na terenach obecnie okupowanych przez rebelię, by ekipa naszych hydraulików mogła naprawić zniszczone źródło.
Każdy sukces w temacie wody, oczywiście od razu odtrąbimy. Z taką samą radością chcielibyśmy powiadomić naszych podopiecznych, że zbiórka na ratunek szpitala osiągnęła swój cel. Ale w tym jeszcze wciąż potrzebujemy Waszego wsparcia. Udostępniajcie, dużo o nas mówicie i jeśli tylko możecie, podzielcie się z naszymi pacjentami i podopiecznymi choćby kilkoma złotymi.