„30 sierpnia 2017 r. birmańska armia wraz z grupą cywili weszła do naszej wioski od północy. Zaczęli palić domy i strzelać do mieszkańców bez żadnego powodu. Uciekliśmy na południe, do zakola rzeki. Było nas tam kilkaset. Żołnierze w końcu dotarli i do nas. Rozstrzeliwali wszystkich, którzy nie zdołali skryć się w trawie. Wtedy zginęła cała moja rodzina. Nie wiem, jak udało mi się przeżyć. Pamiętam jedynie oderwane od siebie fragmenty tego dnia. Pamiętam żołnierza, który uderzył mnie kolbą karabinu, pamiętam, że obudziłam się w kałuży krwi, a wszystko wokół płonęło. Pamiętam ciało mojego miesięcznego synka. Pamiętam pokój w jakiejś chacie. Wspomnienie płomieni na suficie budzi mnie do dziś. Jakimś cudem wyczołgałam się z piekła.
Leżałam w ogrodzie warzywnym i czekałam, aż wszystko się skończy. Dwie kobiety pomogły mi oddalić się z wioski. Skryłyśmy się w górach. Po trzech dniach tkwienia w bezruchu, spotkałyśmy sąsiadów z innej wioski. Wtedy zrozumiałyśmy, że cała okolica płonie, a to co wydarzyło się 30 sierpnia w naszej wiosce, działo się od kilku dni we wszystkich innych zamieszkałych przez nas – Rohingów. Ruszyliśmy do granicy z Bangladeszem. Dołączaliśmy do kolejnych uciekinierów. Małe grupki ludzi jak dopływy rzek w końcu łączyły się z większymi przed samą granicą, tworząc już wielotysięczny tłum.”
Dziś mijają dokładnie 4 lata od czystek etnicznych, które birmańskie wojsko przeprowadziło w prowincji Północny Rakhine. Według raportu Lekarzy Bez Granic w ciągu kilku sierpniowych dni w 2017 r. zginęło przynajmniej 7600 osób, w tym 730 dzieci. Ze zdjęć satelitarnych przeanalizowanych przez Human Right Watch wynika, że w prowincji Północny Rakhine doszczętnie zniszczonych zostało 288 wiosek. Do dziś teren zamieszkały kiedyś przez Rohingów jest niedostępny dla obserwatorów międzynarodowych. W ciągu kilku dni od 25 sierpnia 2017 r. granicę z Bangladeszem przekroczyło ponad 730 000 osób. Każda z nich przeżyła piekło. Historia Roshidy Begum, naszej podopiecznej, jest jedną z nich. Jej rodzinna wioska Tula Toli nie istnieje.
Roshida przyszła na świat w kraju, który nie uznaje jej za swoją obywatelkę. Po czterech latach w największym na świecie obozie dla uchodźców, 29 letnia kobieta marzy o jednym. Chce, by w końcu ktoś dał jej prawo normalnie żyć.
Nie rozumiemy świata, w którym nie ma miejsca dla nas wszystkich. Nie rozumiemy świata, w którym jakikolwiek człowiek może być nielegalny. Chcemy centymetr po centymetrze zmieniać go razem z Wami, pokazując konkretnym ludziom, że mają na tym świecie przyjaciół, że ich życie jest ważne, że wszyscy na tym świecie się zmieścimy.
Obóz dla uchodźców Rohinga w Bangladeszu to jedno z najtrudniejszych i najbardziej wymagających miejsc, w których działamy. Tylko dzięki Wam mimo przybywających trudności możemy wciąż być na miejscu i wspierać ludzi, którzy w życiu doświadczyli już zbyt wiele okrucieństw. Karmimy ich, zaopatrujemy w podstawowe wyposażenie ich obozowe schronienia. Oni nie mają wakacji. Od pomagania, nie możemy ich sobie zrobić również my!