Była noc. Musiała być – inaczej by nie popłynęli. Czekali na tą najciemniejszą, bez księżyca. Księżyc nie pomaga, jest za jasno. W dodatku pełnia przynosi wiatr i wysokie fale. W ciągu dnia widzieli Grecję z tureckiego wybrzeża jak na dłoni. W nocy nie widać było nawet burty pontonu. Nie brali pod uwagę techniki, jaką dysponują strażnicy przybrzeżni, których noktowizory i kamery termowizyjne radzą sobie świetnie w największych mrokach. Nie wiedzieli, że dla nich pora nie ma znaczenia. Ale czuli się lepiej sami nie widząc niczego.
Historie mieszkańców Morii 2.0 są bardzo różne, wszystkie jednak mają wspólny finał. Nocną przeprawę do Europy, pełną przerażenia ale i nadziei na lepszą przyszłość. Pobyt w obozie powoli tę nadzieję gasi.
Na łodzie wsiadają kobiety z dziećmi, ciężarne, mężczyźni, ojcowie i niepełnoletni, których rodziców nie było stać na podróż i zdecydowali się wysłać w nieznane jedynie dzieci. Wiedzieli, że to nieznane i tak będzie dla nich bezpieczniejsze od rodzinnego domu, który może runąć w każdej chwili. Pochodzą z Afganistanu, Syrii, Iraku, Demokratycznej Republiki Konga i innych części Afryki. Z ojczyzny wygonili ich Talibowie, wojna, głód, opresyjna władza lub ciężki do zniesienia klimat, który przydomowe pole, źródło ich utrzymania, zamienił w piach.
Boją się wody. Nie potrafią pływać. Tam, skąd pochodzą, woda służy do mycia, nie rozrywki. Morski odcinek ich wędrówki śni im się po nocach.
David pochodzi z Haiti, do którego nigdy nie wróci. To samobójstwo. Życie napisało mu scenariusz czarniejszy jeszcze od tej pamiętnej nocy na morzu. Nie chce nawet opowiadać o tym, co przeszedł – oczy od razy zachodzą łzami. Wszystko, co go teraz spotka, będzie lepsze od przeszłości. Chce pracować i dać swojej córce normalne dzieciństwo. Dziewczynka ma miesiąc – zanim zacznie rozumieć gdzie jest, wszystko się ułoży. Dawid jest tego pewny.
Nie wszystkie dzieci zdążą przejść przez obóz bez wspomnień. Wiele budzi się z krzykiem i moczy w nocy, kiedy pod powiekami zaczynają się wyświetlać obrazy najczarniejszej nocy na morzu.
Odwiedzamy kolejne rodziny, pukamy do każdego kontenera. Pytamy czego potrzebują, upewniamy się, czy nasza wcześniejsza pomoc dotarła na czas. W zamian otrzymujemy uśmiech, wdzięczność i gościnę. Abdul zaprosił nas wczoraj na obiad. Zaproponował potrawę z ryżu w pomidorach z doprawionym miętą domowym jogurtem, przysmak afgańskiej kuchni. Prawdziwa uczta, chociaż wiemy, że przygotował ją specjalnie dla nas, za swoje z trudem zaoszczędzone pieniądze.
Jeśli tylko chcecie, byśmy tu byli i w Waszym imieniu odwiedzili jutro kolejne rodziny, zróbcie dziś dobroczynne zakupy w naszym Sklepie z Dobrem. Podarujcie im choć jeden ciepły posiłek. A my powiemy, że to od Was, że prócz wielu wrogów, mają też na tym świecie wspaniałych przyjaciół, z którymi już żadne mroki nie będą tak straszne.