— W Afganistanie przestałam być człowiekiem. Kobieta już nim tam nie jest. Nie ma prawa się uczyć, pracować. Nie ma nawet twarzy, bo publicznie nikomu nie może jej pokazać — mówi Saleha.
Saleha dotarła do obozu na greckiej wyspie Lesbos w ubiegłym roku. Jest dentystką. Marzy o tym, by wyjechać do Niemiec i pracować w zawodzie. Wieczorami uczy się niemieckiego. Kilka tygodnie temu marzenia Salehy nagle się urealniły. Jej wniosek o azyl otrzymał stempel: „zaakceptowano”. Teraz czeka na dokumenty. Cieszy się tak bardzo, że chce się tym szczęściem dzielić. Zaprosiła nas na czwartkowy obiad. — Będzie oryginalna afgańska kuchnia. Przyjdźcie. Będziemy na Was czekać.
Powodów do radości nie ma za to Steve i Joseph z Demokratycznej Republiki Konga. — Dajcie nam jakąś pracę, bo zwariujemy. Nie możemy tu tak dłużej bezczynnie siedzieć — prosi Joseph, spotykając nas podczas dystrybucji posiłków. Obydwaj są tu ponad dwa lata. Siedem razy usłyszeli, że ich historia urzędników nie przekonuje i azylu nie dostaną. Obóz dla uchodźców jest teraz jedynym miejscem, w którym mogą być. — Powrót do domu? Nawet nie wiemy czy jeszcze je mamy.
W ciągu ostatnich czterech miesięcy ponad 170 000 mieszkańców Konga musiało opuścić swoje domy. Nie chciało, musiało. Rebelia M23 świetnie wyczuła moment i kiedy oczy całego świata zwrócone są w stronę Ukrainy, rebelianci postanowili zająć wschodnie tereny kraju. Agresję i latające nad głowami mieszkańców pociski tłumaczą — tak, jak Putin — chęcią wyzwolenia Kongijczyków spod niewidzialnych złych mocy, za które odpowiedzialność ponosi ich własna ojczyzna.
W drodze na kongijsko-rwandyjskie pogranicze jest nasza fundacyjna koleżanka Ania Kieniewicz, która lada dzień zacznie nam opowiadać historie, które zaczynając się tam, często kończą się tu, za wysokim płotem wykończonym drutem kolczastym, w obozie na greckiej wyspie Lesbos. Trzy dekady temu świat walczył o to, by mury runęły, dziś buduje kolejne.
W ostatnich latach powstało 80 ogrodzeń granicznych, a kilkanaście nowych jest na ukończeniu. Między Iranem i Pakistanem, Grecją i Turcja, Podlasiem i Białorusią. Najgorsze są jednak te, które próbują oddzielić nas, od naszej własnej wrażliwości.
W ostatnich dniach czerwca na Morzu Śródziemnym zatonęło 30 osób, w tym dzieci i ciężarna kobieta, wiadomość o tragedii nie przebiła się do opinii publicznej. Jeszcze 7 lat temu takie wydarzenia mroziły krew w żyłach. Świat zastygał w bezruchu. Dziś to dla mediów tylko kolejny gumowy ponton.
Nie bądźmy obojętni. Nie dajmy sobie wmówić, że nic nie możemy z tym zrobić. Saleha marzy, by pracować, leczyć, założyć rodzinę i mieć do tego wszystkiego prawo, jak każdy z nas. Ona nie jest „problemem migracyjnym”, nie jest takim czy innym pojęciem. Jest człowiekiem.
Zakładając zlecenie stałe na 5 złotych tygodniowo na rzecz podopiecznych Dobrej Fabryki, zyskujecie pewność, że macie wpływ, by dobra na tym świecie przybywało. Dzięki tym piątkom będziemy mogli dalej, karmić i pomagać w prawnych kwestiach mieszkańcom obozu na Lesbos, leczyć i ratować od śmierci z głodu tych, którzy utknęli w samym środku kolejnej kongiskiej wojny.