– Widzisz, jakie małe?
– Widzę łzy w twoich oczach?
– Bo płakać mi się chce. Oliwki wielkości rodzynek. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to podlać wszystkie drzewa. Ale są ich tysiące. To niemożliwe.
Na niebie ani chmurki. Upały w Grecji nie odpuszczają. Deszczu nie było od kwietnia i nie radzą sobie z tym nawet kilkusetletnie drzewa oliwne. Od wieków rodziły dorodne owoce. Historia nie przygotowała ich jednak na taką suszę.
– Dbamy o nie jak o własne dzieci. Zanim zaczną się zbiory, trzeba, by przyszedł deszcz. Drzewa oliwne piją wtedy wodę nie tylko korzeniami, ale też liśćmi. Owoce szybko stają się dorodne. Ale to powinno było stać się już kilka tygodni temu.
W Home Village, gdzie oliwki dopiero posadziliśmy, pompa w studni pracuje cały czas. Podlewa ogród doprowadzając wodę do całej pajęczyny rur i zraszaczy. Ręcznie podlewamy młode, dopiero co zasadzone oliwki.
– Jest ich w tej części 168. Dwie minuty na każdą. 6 godzin i zrobione – bezradnie uśmiecha się Nikos. Te sześć godzin to prawie dniówka jednej osoby. Rąk do pracy brakuje, bo zatrudnieni do pracy w ogrodzie uchodźcy nie wyrabiają już na zakrętach. Bierzemy się do roboty.
Wiemy, że trzeba bić na alarm. Powiedzieć wszystkim, że zmienia się klimat, że kolejne anomalie doprowadzą w końcu do katastrofy. Ale zanim napiszemy i powiemy, trzeba ratować, co się da, więc podlewamy. Z nami Michał z Radia 357 i wolontariusze.
Oliwki w naszym ogrodzie rozpieszczamy wodą regularnie. Jutro zaczną się zbiory. Ruszamy z produkcją oliwy. Najlepszej. Takiej, jaką znacie.