Wieczorem 31 października mieszkańcy nowego obozu na wyspie Lesvos znów zobaczyli płomienie. Pożar strawił dwa namioty, na szczęście nikt nie ucierpiał.
Mieszkańcy obozu od razu ruszyli na ratunek. W ruch poszły wiaderka, butelki, garnki, wszystko co mieli pod ręką. Znamy dobrze ten obóz. Nigdy nie widzieliśmy w nim gaśnicy, ani żadnych rozwiązań utrudniających rozprzestrzenianie się ognia. Wiemy jak niebezpiecznie jest w niektórych sekcjach. Codziennie przedzieraliśmy się między gęsto rozstawionymi namiotami dostarczając do nich posiłki. Wóz strażacki, który stoi przy bramie wjazdowej nie dotarłby tam żadnym sposobem. Gdyby pożar wybuchł w takim miejscu, doszłoby do nieszczęścia.
Póki co przyczyny pożaru nie są znane. Mówi się, że jeden z namiotów zajął się ogniem podczas przygotowywania posiłku lub ogrzewania namiotu. Jedno jest pewne. To nie był ostatni pożar w nowym obozie. Zbliża się zima, o tej porze roku to najbardziej wietrzna i nieprzyjazna części wyspy. Ludzie wciąż będą używali ognia, żeby ogrzać siebie i dzieci, przygotować coś ciepłego do jedzenia i picia. Namioty nie są ogrzewane ani przystosowane do niskich temperatur. Ryzyko wypadku jest olbrzymie. Ponad 1000 namiotów, dwie rodziny w każdym, to ponad 2000 różnych pomysłów na znalezienie sposobu jak się ogrzać i przetrwać zimne miesiące.
Większa część mieszkańców obozu to dzieci. Codziennie odwiedzamy nowe rodziny, które proszą nas o koce i ubrania. Widząc, że następnego dnia pojawiamy się z tym, o co nas prosili, wskazują, gdzie są kolejne małe dzieci i ludzie w trudnej sytuacji. Rozdajemy ogrzewacze, ciepłe ubrania i posiłki. W niektórych namiotach natrafiamy na kilkudniowe dzieci. Pomagajcie nam w tym, bo z powodu zimna najbliższe miesiące, będą dla tych rodzin koszmarem.