Dorosły by tego nie udźwignął. Pięcioletni Salomon nie miał wyjścia.
Możemy odżywić ciało, wyleczyć rany, przegonić choroby. Lokalna medycyna może wiele, ale nie uleczy smutku – na to potrzeba miesięcy. Taka jest cena przetrwania, którą Salomon będzie musiał zapłacić. Widok tak zrezygnowanego pięciolatka łamie serce.
Rodzice malucha są chorzy, w ponad 30-kilometrową wyprawę przez góry wyruszył z nastoletnią siostrą. Ktoś w ich wiosce polecił im nasz ośrodek. To nie pierwszy raz, kiedy trafiają do nas dzieci z odległych miejscowości, wiedząc, że tu otrzymają pomoc. I wydaje się, że dotarli do nas w ostatniej chwili – rany na nogach pokazują, że ciało malucha zaczęło się poddawać.
To dzieci wojny. Wyjście na pole grozi wybuchem miny – przecież wypadki zdarzają się codziennie. Jeśli żywności nie da się pozyskać od życzliwego sąsiada, trzeba podjąć trudne decyzje. Kto dziś zaryzykuje? Bez kogo rodzina się obejdzie? To wybory, których nie możemy sobie wyobrazić.
Salomon jest już u nas, choć nie oznacza to, że jest w pełni bezpieczny. Głód to podstępny przeciwnik – uspokaja czujność, by uderzyć jednym celnym ciosem. Wystarczy jeden komar przenoszący malarię. Odżywiamy Salomona, ścigając się z czasem – każda infekcja stanowi śmiertelne zagrożenie. Czy zawalczycie o niego razem z nami?