— Ludzie się wstydzą biedy. Jeszcze niedawno nieźle sobie radzili, były zbiory, mieli co jeść. Dziś w obawie przed tym, by nikt nie pomyślał, że im czegoś brakuje, stawiają na ogniu przed domem gar z wodą. Wszyscy myślą, że gotują i jedzą, jak kiedyś – mówi doktor Youba ze szpitala w Kaedi.
Problem zaczyna się kiedy, głód zamienia się w chorobę. Wtedy proszą o pomoc w ośrodku dożywiania.
Jesteśmy w Mauretanii, bo to tu ludzie płacą najwyższą cenę za zmiany klimatyczne. Pory deszczowej, która właśnie powinna się kończyć nie było tu w zasadzie w ogóle. Deszcz spadł kilka razy i to na nagrzaną do czerwoności ziemię. W kwietniu, maju, czerwcu temperatury sięgają tu prawie pięćdziesięciu stopni.
Paradoksalnie problem niedożywienia rośnie w tym rejonie w porze deszczowej, nie suchej. Zazwyczaj głód wiąże się z brakiem wody. Problem eksploduje więc pod koniec pory suchej. Pola jeszcze nie obsiane, a spichlerze już prawie puste. Tutaj jest inaczej, bo i tak niczego się tu już nie sieje. W piachu nic nie rośnie. Żywność przyjeżdża ze stolicy. Jednak nawet pojedyncze, krótkie opady są wstanie zrujnować piaszczyste, niepewne drogi. Niedostępne dla życiodajnych ciężarówek okoliczne wioski i miasteczka walczą wtedy o przetrwanie.
Wiele osób ma już dość. Zostawiają wszystko i emigrują. Europa. Gdzie indziej pójść. Innym tak trudna i ryzykowna decyzja nawet nie przechodzi przez głowę.
Robimy wszystko, by głód nie rozdawał kart. Nie wyganiał ludzi z domów, nie zmuszał do ucieczki w nieznane. Ufunduj posiłek terapeutyczny dla dziecka z niedożywieniem. Uratuj malucha, przytul matkę i powiedz im, że nie zgadzasz się na ich cierpienie i łzy.