Demokratyczna Republika Konga
Drugi co do wielkości kraj w Afryce, kraj pełen paradoksów. Z jednej strony bogaty w zasoby naturalne (m.in. kobalt, miedź, koltan, ropa naftowa, diamenty, złoto), z drugiej jego mieszkańcy należą do najbiedniejszych na świecie. Od dziesięcioleci Kongo pogrążone jest w przedłużających się konfliktach, które doprowadziły do powstania jednego z największych kryzysów humanitarnych na świecie.
Garść informacji:
- Prawie 62% populacji (około 60 milionów ludzi) żyje w skrajnym ubóstwie, za mniej niż 2,15 dolara dziennie.
- Aż 10 milionów ludzi wymaga natychmiastowej pomocy humanitarnej
- 33 miliony ludzi pozbawionych jest dostępu do bezpiecznych źródeł wody i właściwych urządzeń sanitarno-higienicznych
- liczne ogniska śmiertelnych chorób, w tym odry, malarii, cholery i wirusa eboli
- ok. 11% wszystkich przypadków śmiertelnych spowodowanych malarią na świecie miało miejsce właśnie tutaj
27 000
7000
953
15.06.2020
Każda złotówka, którą nam powierzacie, każdy lajk, chwila poświęcona na to, by powiedzieć o Dobrej Fabryce komuś, kto jeszcze o niej nie słyszał to nie jakieś tam drobne wsparcie dla ludzi w odległym zakątku świata. Każde, nawet najmniejsze zaangażowanie ratuje życie na pierwszej linii frontu. Robicie najlepszą rzecz, jaka może spotkać tych ludzi. Chcecie się przekonać? Posłuchajcie siostry Agnieszki z Konga!
„W zeszłym tygodniu w samym środku nocy na misji w Ntamugendze obudziły nas strzały. Wczesnym rankiem rozeszła się wiadomość, że bandyci zaatakowali mężczyzn pilnujących stawu rybnego. W Kongu powodem do strzelaniny i porwań dla okupu może być wszystko. Stawu pilnowało dwóch braci. Jeden zginął na miejscu, drugi, Shadrak zniknął wraz z porywaczami. Ślady wskazywały na to, że był ranny, ale to że go zabrali, znaczyło, że żył.
Rodzina zorganizowała okup i po czterech dniach bandyci wypuścili Shadraka. Wycieńczony mężczyzna od razu trafił do naszego szpitala. Miał przestrzelone ramię, ale kość na szczęście była nietknięta. U nas po raz pierwszy od wielu dni poczuł się bezpiecznie. Dobrze wiedział, że cudem uszedł z życiem.
Kula rozpruła mu ramię na wysokości serca. — Kilka centymetrów i byłoby po mnie. To znaczy, że jeszcze mam coś dobrego do zrobienia na tym świecie — powtarzał.
Trauma zostanie na długo, ale i tak nieźle sobie z nią poradził. Wczoraj wypisaliśmy go do domu, bo rana goi się dobrze. Będzie przychodził na zmianę opatrunku. Podziękował nam serdecznie za opiekę i z szerokim uśmiechem dodał, że nigdy nie zapomni o tych wszystkich ludziach, dzięki którym szpital działa.
Okolice Ntamugengi, a właściwie cały region Rutshuru słynie z porwań, kradzieży, napadów i morderstw. Nie ma dnia, by nie chciało się gorzko zapłakać z żalu i bezsilności. Ale kiedy słyszymy o tym, co się dzieje kilka kilometrów dalej, w Binza czy Tongo, to i tak mamy wrażenie, że u nas jeszcze jest całkiem spokojnie.
Na zdjęciach Rosalie. Dziś świętuje swoje pierwsze urodziny. Jej mama zmarła przy porodzie w odległym Birambizo. To region, gdzie rebeliantów jest więcej niż mieszkańców. To sprawia, że wioski stopniowo się wyludniają. Rzadko kiedy można coś zebrać z pola, bo pola notorycznie grabione są przez bandytów. Nocy bez strzałów już chyba nikt nie pamięta. Ludzie żyją w skrajnej biedzie i w ciągłym zagrożeniu. Większość z nich nie ma dokąd pójść.
Głód dzieci to konsekwencja nie tylko niekompetencji rodziców, ale również przemocy, która paraliżuje, pozbawia nadziei i skazuje na nieuchronność losu. Babcia Rosalii nie miała w życiu łatwo. Nie boi się. Tak było zawsze. Poddać się znaczy zrezygnować z życia. Przyszła do nas rok temu, gdy pielęgniarze z Birambizo powiedzieli jej, że w Ntamugendze podobno karmimy niemowlęta. I tak co miesiąc babcia wyrusza z wnuczką w dwudniową drogę, by odebrać porcję mleka i skontrolować małą. Ocaliła jej życie, bo miała dokąd przyjść. Wierzy, że mała będzie miała lepszą przyszłość.”