– Ludzie modlą się, by już nikt więcej nie odkrył tu żadnych złóż minerałów. Dla miejscowych ich obecność to przekleństwo – źródło nieustannego przelewu krwi na tych ziemiach – opowiada nam s. Ania Nowakowska, która kilka dni temu musiała ewakuować się z naszego szpitala w Ntamgugendze w Dem. Rep. Konga. Na miejscu zrobiło się już bardzo niebezpiecznie.
Jesteśmy z s. Anią w Nyakinamie, na północy Rwandy. Dużo chodzimy, rozmawiając o ostatnich tygodniach w Ntamugendze. Na horyzoncie towarzyszy nam piękna panorama rwandyjskich wulkanów. Aż trudno uwierzyć, że po ich drugiej stronie, w Kongu, toczy się wojna. Tym razem podeszła pod same mury szpitala, który od 8 lat Dobra Fabryka prowadzi wspólnie z Siostrami od Aniołów. Ciężarówki armii kongijskiej z wyrzutniami pocisków stanęły niespełna 20 m od naszych budynków. Jesteśmy na linii wymiany ognia między armią, a rebeliantami, którzy opanowali strategiczne wzgórza.
– Wszystko stało się tak realne, gdy którejś nocy doszło do ostrej wymiany ognia między dwoma grupami. Dookoła nas rozlegały się przeraźliwe świsty lecących pocisków i wybuchów. Nawet nie było gdzie uciekać. Siedziałyśmy z siostrami na korytarzu do rana, chroniąc się pod materacami. W czasie tego ostrzału myślałam o jednym – co będzie z ludźmi, którzy schronili się na podwórku wokół naszego domu i szpitala. Jak się później okazało, tylko jeden z pocisków przebił dach i wleciał do sali pacjentów. To cud, że nikt nie został postrzelony – łamiącym się głosem mówi s. Ania.
Mija trzeci tydzień od kiedy tysiące uciekinierów przeszło za mury naszego ośrodka zdrowia. Zajęty jest już praktycznie każdy cm2 jego podwórka. Uciekający przed walkami brali to, co mieli, czyli niewiele: matę do spania, garnek, trochę fasoli czy kozę. W tym wszystkim przeraża też fakt, że wojna wybuchła w momencie, gdy z pól zaczęto zbierać długo wyczekiwane plony: kukurydzę, fasolę, soję. Zbiory ludzi zostały w ich domach, które teraz plądruje rebelia, zajmując kolejne tereny. Dodatkowo pola są poorane przez bomby i pociski. – Konsekwencją tego będzie jeszcze większa bieda i głód w naszym regionie – podsumowuje s. Ania
– Obok żywności bardzo potrzebne są podstawowe leki. W nocy robi się teraz zimno, przez co dzieci zaczynają chorować. Potrzebujemy kroplówek, krwi, leków przeciwgorączkowych, na przeziębienie, antymalarycznych. Po tym, jak rebelia zajęła 12 ośrodków zdrowia, nasz szpital jest jedynym funkcjonującym w okolicy. Cały czas przywożą do nas rannych. Dr John i dr Patient wraz z częścią zespołu medycznego zostali na miejscu. Pracują na zmiany, by zapewnić ciągłość funkcjonowania szpitala – relacjonuje misjonarka.
To wszystko dzieje się z jednego powodu: minerałów, które później służą nam w telefonach czy tabletach. To o nie toczy się ta wojna. Nie możemy więc mówić, że ten problem nas nie dotyczy! Koltan, złoto, diamenty – to z ich powodu najbogatsza ziemia na świecie nosi najbiedniejszych ludzi.
Dobra Fabryka od pierwszych dni walk robi wszystko, by wesprzeć pracujących na miejscu lekarzy i personel medyczny. To oni dziś znaleźli się na pierwszej linii frontu, udzielając pomocy. Na początku wojny uzupełniliśmy zapasy krwi i kroplówek, ale te, przy ciągle zwiększającej się liczbie potrzebujących, kurczą się w tempie błyskawicznym. Właśnie dostarczyliśmy kolejne materiały medyczne, ale wciąż bardzo potrzebujemy Waszego wsparcia. To Wy dajecie szpitalowi stabilność, o którą w Kongu tak teraz trudno. Każde Wasze zaangażowanie, każda kroplówka czy worek z krwią, ratuje teraz życie na pierwszej linii frontu!