– Bez Waszej pomocy życie byłoby nieznośne.
– O czym pan marzy?
– Nie marzę już o niczym. Nie chce nikomu sprawić problemu swoimi marzeniami. Lubię z kimś porozmawiać. Tęsknię za synem.
Spotykamy mężczyznę w domu opieki na przedmieściach Bejrutu. Ma na imię Fawzi. Skończył 80 lat. Widać, że cierpi. Porusza się z trudem. Mówi prawie szeptem. Nigdy o nic nie prosi. Nie chce sprawiać kłopotu. W jego ruchach i słowach jest tyle ciepła i delikatności, że odnosi się wrażenie, że chciałby być niewidzialny. Siły i radość życia odebrała choroba i skutki bankructwa Libanu. Tych z kolei nie da się przyrównać do jakichkolwiek kłopotów finansowych, na które pozwala nasza wyobraźnia. Absolutne NIC – to wszystko co ma.
– Kiedyś byłem lokajem w jednym z bejruckich hoteli. Moim zadaniem było dbanie o gości, by niczego im nie brakowało. Nigdy nie myślałem, że bez pomocy innych ludzi sobie nie poradzę.
Mężczyzna stracił żonę. Został na świecie sam z 30 letnim niepełnosprawnym synem, który jest pod opieką innego ośrodka. Koszt paliwa i transportu są jednak tak wysokie, że widują się zaledwie raz w miesiącu. Z niecierpliwością wyczekuje spotkania.
Ośrodek, w którym mieszka Fawzi, ledwo wiąże koniec z końcem. Przywozimy mu leki i jedzenie.
Fawzi chętnie przebrałby się dziś za świętego Mikołaja. Chciałby zrobić choć najdrobniejszą przyjemność ludziom, którzy są dla niego świętymi Mikołajami przez całą resztę roku, ale jedyne co może nam dziś podarować, to szczere, ciche i nieśmiałe „dziękuję”.