Drodzy Dobrofabrykanci!
Jest robota do zrobienia! Bardzo konkretna! W naszym szpitalu w Ntamugendze wysiadł właśnie generator prądu. Poczciwy siedemnastolatek utrzymywał przy życiu naszych pacjentów pod tlenem, innych ratował dostarczając elektryczność na blok operacyjny, do pralni i sterylizacji narzędzi, bez których szpital nie może funkcjonować. Zasilał też gabinet USG. W końcu powiedział „dość”.
Jesteśmy na łączach z dyrektorką szpitala siostrą Agnieszką od tygodni, kilka razy dziennie wałkując wciąż ten sam temat. Najpierw szukaliśmy części zamiennych, w sam środek kongijskiego buszu ściągaliśmy mechaników, by wysłużony sprzęt zreperowali. Chcieliśmy ściągnąć nowy generator z Polski, ale okazuje się, że z powodu pandemii zachorowały również ceny transportu. Ostatecznie uznaliśmy, że trzeba postawić nową, bardziej wydajną instalację solarną. Tylko ona da nam w tym momencie niezależność i poczucie bezpieczeństwa. Paliwo do generatora to koszt 800-900 dolarów miesięcznie. Po paliwo trzeba też przecież pojechać, a przemieszczanie się w ogarniętej rebelią prowincji to igranie z ogniem.
Jedyny koszt czerpania energii ze słońca, którego w Kongu nie brakuje, to mycie paneli i wymiana baterii co 10 lat. Oszczędzając na paliwie, które spalamy dziś, moglibyśmy je wymieniać nawet raz w roku! Koszt całej instalacji to 18 700 dolarów, kolejne dwa tysiące musimy włożyć w przygotowanie konstrukcji na dachu i montaż. Łącznie 76 500 złotych. Dużo. Ale nas też tu jest przecież dużo. Zróbmy to razem, małymi wpłatami, ale zróbmy to teraz, bo za chwilę ktoś będzie potrzebował tlenu, którego przecież nie możemy mu odmówić.
— Co zrobić gdy mamy trzech pacjentów podpiętych do aparatów tlenowych a pojawia się czwarty? – pyta dyrektorka szpitala. – Dwa małe agregaty pracują naprzemiennie od kilku miesięcy non stop. Ale one nie pociągną więcej niż 3 aparaty tlenowe jednocześnie. Mamy jeszcze akumulatory, więc jednego chorego możemy podłączyć na kilkanaście godzin do nich. Ale co dalej? A jeśli pojawi się piąty pacjent? — siostra Agnieszka bezradnie rozkłada ręce. — Do tego służył nam duży, wydajny kombajn, mimo że pożerał paliwo jak smok.
Bez prądu nie ma szpitala. To proste. Stałego podłączenia do elektrowni nie ma i nigdy w wiosce nie było. Większość ludzi w życiu nie widziała w ścianie gniazdka, a włącznik światła przy drzwiach to luksus i pieśń przyszłości. Mimo to od lat szpital w Ntamugendze działa. W środku kongijskiego buszu Siostry od Aniołów stworzyły jeden z najlepszych ośrodków w tej części kraju. Prąd w szpitalu ratuje życie. Dzięki niemu nasi pacjenci oddychają, są operowani i wracają do zdrowia. Po prostu nie może go zabraknąć.
Dorzuć cegiełkę do instalacji solarnej i ratuj działanie szpitala!